Czym zachwyca „Heartstopper”?

Szturmem wszedł na rynek. Komiksy podbijają listy bestsellerów, a serial na Netflixie plasuje się w pierwszej dziesiątce najczęściej oglądanych tytułów serwisu już dwa dni po premierze!

Media zalewa fala zachwytu, a wraz z nią fanarty, wycinki z komiksów czy serialu. Recenzenci są oczarowani. Dlaczego? Co sprawiło, że „Heartstopper” stał się globalnym hitem? Zaintrygowany tym fenomenem, odpaliłem pierwszy odcinek serialu,  a zaraz po nim… całą resztę.

W oczy od razu rzuciły mi się te najsłodsze, wykręcające jelita, sceny, kolosalna liczba piosenek na odcinek i dobry montaż. Na szczęście, „Heartstopper” się do nich nie ogranicza. Porusza wiele bolesnych spraw jak homofobia, presja otoczenia oraz związane z nią trudności z odkrywaniem samego siebie i swojej orientacji czy wreszcie coming outem.

Charlie (Joe Locke), nastoletni gej, jeden z głównych bohaterów, jest wykreowany i odegrany tak, że trudno się z nim nie zżyć. Ma rzetelne, przepełnione trudnościami, backstory. Zwyczajnie cieszy to,  że ostatecznie trafia mu się ktoś taki jak Nick (Kit Connor). Również, gdy spojrzymy na historię od strony Nicka. Niepewnego własnej orientacji. Nierozumiejącego, co się z nim dzieje. Poszukującego, co nie jest łatwe w grupie toksycznych przyjaciół.

Cały serial jest boleśnie prawdziwy w kwestiach tolerancji. Pokazuje też, że miłość wcale nie jest prosta i musi mierzyć się z wieloma przeszkodami. Autentyczne wątpliwości, chwile uniesienia i niepewności. To robi wrażenie, świadczy o tym, że twórcy faktycznie rozumieją, o czym mówią, wiedzą, co chcą przekazać.

Gdy pojawiły się napisy końcowe ostatniego odcinka, niemal od razu miałem ochotę na rewatch. Warto było jednak wstrzymać się dzień. Ta przerwa pomogła przy drugim seansie lepiej zrozumieć głębię przesłania tej historii.

Fenomenalnie odnalazła się w niej obsada. Większość, z Joe Locke na czele, ma bardzo rozwiniętą mimikę, co uwiarygadnia i uatrakcyjnia kreację postaci. Polecam seans z oryginalnym dźwiękiem, bo często majstersztyk gry aktorskiej kryje się w głosie. A tego dubbing, niestety, nie oddaje, pozbawiając sceny głębi i klimatu. Młodzi aktorzy, to niekwestionowane perełki, a ich występ w produkcji Netflixa  bardzo dobrze wróży rozwojowi ich kariery.

„Heartstopper” to serial ważny, emocjonalny, życiowy i mądry. Pomaga zrozumieć parę spraw i przyciągnąć widza. Wypatruję wieści o sezonie drugim. Do pierwszego z przyjemnością będę jeszcze wracać.

Fot. www.netflix.com/pl


Autor jest dziennikarzem miesięcznika „TarNowa Kultura”

1 Komentarz do Czym zachwyca „Heartstopper”?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*