„W tym roku jestem gwiazdą, ale kim będę w następnym? Czarną dziurą?” Te słowa Woody’ego Allena idealnie odzwierciedlają perypetie polskich piłkarzy biegających na co dzień po kartofliskach, znaczy się boiskach Ekstraklasy. Ileż to razy zachwycaliśmy się umiejętnościami – wydawać by się mogło – dobrych, na poziomie europejskim, zawodników jak Paweł Brożek, Radosław Matusiak (ktoś w ogóle o nim jeszcze pamięta?) czy Dariusz Dudka? Wyjeżdżali podbijać Europę, byli gwiazdami rodzimej ligi. Wiadomo, każdy chce dobrze zarabiać, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdy stan konta jest już dość pokaźny, dlaczego nie skusić się na więcej?
Ktoś, kto od dziecka poświęca mnóstwo czasu na uprawianie sportu, musi to kochać. Innej możliwości nie ma. Mały chłopiec powie, że chce być jak Messi czy Ronaldo nie dlatego, że chce zarabiać tyle co oni, ale dlatego, że chce być tak dobry. Dlatego nie rozumiem postępowania niektórych polskich piłkarzy, którzy zamieniają się w Wojciecha Cejrowskiego futbolu i – w istocie, jak on – boso przemierzają świat. Rozpoczynają tułaczkę – Francja, Rosja, Turcja, potem Grecja, Cypr, ostatnio nawet Chiny. Wracają do Polski, gdy nie mają już sił na dalszą wędrówkę. Rozumiem, rozwijać się sportowo w silniejszej niż polska lidze, ale coraz częściej mam wrażenie, że piłkarze mają na myśli silniejszą finansowo.
Czy ktoś pamięta o takich wielkich talentach jak Dawid Janczyk? Chłopak naprawdę miał to „coś”. Wyjechał w wieku 20 lat na wschód, gdzie dobrze płacą. Myślał, że zawojuje świat. Niestety, jego zawód sportowy spowodował inne problemy, w dużej części alkoholowe, o czym Dawid mówił niedawno jednej z ogólnopolskich gazet. Gdy w 2011 roku powrócił do Korony Kielce, mówiono już o nim tylko „wieczny” talent. Obecnie pozostaje nam powiedzieć wietrzny, gdyż przeminął on z wiatrem.
Mam nadzieję, iż Bartłomiej Pawłowski, Rafał Wolski i reszta naszych perełek nie powielą tego samego błędu.
Fot. wikipedia.pl
Dodaj komentarz