O tym, jak FaceBóg umysły pozjadał

Internet… Jakiż to wielki wynalazek techniki! Czym byłby dzisiejszy świat bez szybkich zakupów, łatwych przelewów i międzynarodowych znajomości. Tyle już minęło lat od jego upowszechnienia, a czy ktoś zastanowił się, gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Internet zawsze mamy przy sobie: w telefonach, mini komputerach, laptopach, tabletach etc. Autobusy, ulice, szkoły. ON JEST WSZĘDZIE! A skoro internet, to – oczywiście – Facebook. A może to już taki czas, że powinnam napisać FaceBóg?

Dzisiaj wiele młodych osób (ale nie tylko, o czym się ostatnio często przekonuję) urozmaica sobie egzystencję „drugim życiem”, czyli Facebookiem. Ludzie, którzy nie potrafią ogarnąć się realnie, w wirtualnej rzeczywistości wiodą bogate towarzysko życie. To tam podbudowują swoją samoocenę lajkami rozdawanymi na prawo i lewo przez osoby podobne do nich. Dzień bez lajka to dzień stracony, więc od razu po pobudce idą w ruch elektroniczne urządzenia i rozpoczyna się codzienny, wirtualny maraton. Trzeba powiadomić znajomych o tym, że się wstało, zjadło kanapkę z dżemem, zrobiło poranną kupę, potem dodaje się wpisy o tym, jak bardzo nie chce się iść do pracy, jaki to świat jest niesprawiedliwy, albo pocieszyć się, że nasza kochana kotka zjadła właśnie swoją porcję karmy.

Facebook przepełniony jest różnorodnością zachowań. Pojawiły się tzw. „łańcuszki szczęścia” (choć dla wielu z pewnością nieszczęścia), od których uzależnione jest to czy np. zdamy egzaminy, albo ukochana osoba zwróci na nas uwagę. Wklejane są przezabawne obrazki, tworzone konta publiczne typu „lubię piwo i cycki, chodźmy smarować chleb masłem!”, a ludzie, niestety, w to wchodzą. Nieważne, co napiszesz, ważne, że napiszesz! Głupota się szerzy, a ludzie to chwalą.

Facebook stał się nie tylko portalem, w którym można znaleźć nowych znajomych, czy dowiedzieć się co słychać i widać u starych. Jest także machiną do pisania o niczym („ale burza”, „wspaniała pogoda, idę się wysrać”), jak również do chwalenia się wszystkim i niczym. Portal ten stał się również znanym ułatwieniem dla zakochanych par, gdzie nie trzeba już się męczyć, spotykać z drugą osobą i tłumaczyć jej, że plan uległ zmianie i nie chcę się już spędzać z nią reszty życia. Wystarczy tylko kliknąć parę razy i zmienić status związku na „wolny” i wszystko załatwione! Po co nam tradycyjna miłość, zakochanie przez spojrzenie w oczy? Dzięki zdjęciom na fejsie można się zakochać! I to nie byle jak, bo nawet międzynarodowo! Potem można pochwalić się koleżance, że ma się chłopaka z Włoch albo nawet z Kambodży!

Myśleniem o Facebooku rządzi paradoks. Psychologowie twierdzą, że choć zbliża to oddala, medioznawcy mówią o swobodnym przepływie informacji, ale jednocześnie zwracają uwagę, iż opiera się on na polityce prywatności. Tylko patrzeć, ludzie przestaną się ze sobą spotykać, a kontaktować będą na czacie oraz poprzez wymianę przemyślanych komentarzy. Facebook jest już wszędzie, prawie na każdej stronie zamieszczona jest możliwość polubienia artykułu, na wielu portalach nie trzeba się już rejestrować, wystarczy zalogować przez Facebooka. W każdym telefonie i urządzeniu mobilnym jest już aplikacja z szybkim wejściem do tego portalu. W wiadomościach możemy zobaczyć wywiad z pracownikiem telewizji na tle monitora z włączonym, oczywiście, Facebookiem.

Wiele osób z pewnością powinno zastanowić się, czy nie są przypadkiem w szponach nałogu, a jeszcze więcej powinno po prostu przyznać się, że już jest. Najczęściej po włączeniu komputera pierwszą czynnością jest wpisanie w przeglądarce Facebook.com, jeśli – rzecz jasna – nie ma się go na stronie domyślnej. Następnie przechodzimy do bardzo ważnej czynności, a mianowicie sprawdzania wiadomości, akceptowania zaproszeń od innych użytkowników, bądź zostawiania ich w tzw. „czyśćcu”. Po tym możemy zabrać się za lajkowanie komentarzy, piosenek i postów z opisem kto był najlepszy na „melanżu”. Zauważyłam również, że po tych wszystkich czynnościach wielu moich znajomych wpatruje się w ten niebieski layout i czeka na nową falę wydarzeń wśród znajomych.

I tak dzień w dzień, niezmiennie od paru lat… Nie ma już zapełnionych boisk, placów zabaw, nie ma podchodów aż do nocy… Nadeszła era internetowych aktywności. Teraz sportem jest klikanie, a wysiłek ogranicza się do wymyślenia błyskotliwego komentarza. Ciekawa jestem, jak to się skończy… Może za kilka lat w ogóle nie trzeba będzie wychodzić z domu? Jak dla mnie, byłoby lepiej, gdyby facebookowi entuzjaści nie wyłaniali się ze swoich norek. Na zewnątrz zrobi się więcej miejsca dla miłośników prawdziwego życia.

Fot. Sic!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*