O taki cud pokusił się Brandon Randolph

Emocjami z meczu 26. kolejki Pekao S.A. 1. Ligi można by spokojnie obdarzyć kilka innych spotkań. Koszykarze Enei Basketu Poznań wyszli zwycięsko z, trzymającego w napięciu do ostatniej sekundy, starcia z MKKS-em Koszalin. Pokonali rywala na jego terenie 86:85. Decydujące punkty równo z syreną zdobył Brandon Randolph.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego minimalnym faworytem była drużyna z Koszalina, która w I rundzie pokonała nasz zespół 72:64, a w dodatku teraz miała za sobą głośny doping z trybun. Poznaniacy byli maksymalnie zmotywowani i głodni rewanżu, co zwiastowało interesujące widowisko.

W środowe spotkanie dużo lepiej weszli jednak gospodarze, którzy po niespełna ośmiu minutach i celnej trójce Wiktora Rajewicza prowadzili 18:6. Sporo zamieszania pod koszem Basketu robili Marcin Tomaszewski oraz Andrzej Krajewski i w drugą kwartę Żak wchodził
z dwunastopunktową zaliczką (22:10). Jak się później okazało, była to jedyna wygrana partia przez koszalinian.

W drugiej odsłonie meczu zawodnicy gospodarzy długo utrzymywali przewagę wynoszącą około dziesięciu oczek. Sytuacja zaczęła zmieniać się na pięć minut przed przerwą. Sygnał do ataku dał Brandon Randolph, a w jego ślady z celnymi rzutami poszli Mateusz Kulis i Patryk Pułkotycki. Ten drugi dwukrotnie nie pomylił się z linii rzutów osobistych. Żak zakończył pierwszą połowę meczu serią 5:2 i do szatni oba zespoły udały się przy korzystnym wyniku dla drużyny z Koszalina (41:33).

Trzecia kwarta upłynęła pod znakiem spokojnego odrabiania strat przez koszykarzy Basketu. Zespołowa gra najpierw pozwoliła zbliżyć się do rywali na dwa punkty, a po chwili wymiany ciosów również do upragnionego prowadzenia. To nadeszło po trójce Randolpha na trzy minuty przed końcem tej części meczu. Ponownie końcówka partii należała do gospodarzy, którzy w ostatnie dziesięć minut spotkania wkraczali z przewagą czterech oczek (62:58).

Finałowa odsłona meczu to już materiał wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Przez większość czasu przewagę utrzymywał Żak, który w pewnym momencie – za sprawą Macieja Szewczyka – odskoczył podopiecznym Przemysława Szurka na osiem punktów (77:69). Gdy wydawało się, że drużyna z północy kraju łapie wiatr w żagle, Basket błyskawicznie odpowiedział, wychodząc na jednopunktowe prowadzenie po osobistych Randolpha. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie i tym sposobem na kilka sekund przed końcową syreną nadal nie znaliśmy zwycięzcy.

W ostatniej minucie zimną krew zachowywali w naszym zespole Patryk Stankowski i Patryk Pułkotycki, ale to samo można było powiedzieć po drugiej stronie o rewelacyjnym Błażeju Czerniewiczu, który odpalił dwie udane trójki – warto dodać, że ta druga zatrzepotała
w siatce na niespełna sekundę przed zakończeniem spotkania. Enea Basket tracił więc do Żaka dwa oczka (83:85) i tylko cud mógł sprawić, że komplet punktów pojedzie do stolicy Wielkopolski. O taki cud pokusił się Brandon Randolph, który efektownym rzutem za trzy z narożnika dał nam dwunaste zwycięstwo w sezonie!

W następnej serii spotkań Eneę Basket Poznań czeka domowy mecz z HydroTruckiem Radom. Spotkanie rozpocznie się w najbliższą sobotę o godz. 14 w hali AWF przy Drodze Dębińskiej 10C.

Fot. archiwalne ilustracyjne Beata Brociek – Enea Basket Poznań

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*