Podróżujesz autostopem? Jeszcze do niedawna należałam do tej grupy, która nigdy nie korzystała z takiego sposobu podróżowania. Jednak dzięki pobytowi w Yellowstone, przekonałam się, że jest on najbardziej korzystny i najciekawszy. Nie próbowałam samotnych wypraw, zawsze podróżuję z moim przyjacielem. To daje mi poczucie bezpieczeństwa.
W drugim tygodniu po przyjeździe do USA wybraliśmy się do Canyon Village, oddalonego od naszej wioski o niecałe 40 mil. Kompletnie nieprzygotowani na autostopową przygodę, najpierw udaliśmy się do General Store z prośbą o kawałek kartonu i marker. Napisaliśmy „Canyon” i po kilku minutach byliśmy już na pobliskim parkingu.
Stoimy w ostrym słońcu. Mamy szczęście, wnet słyszymy wołanie kierowcy, który zjechał na pobocze. Shaun podróżował z dwoma córeczkami. Potrzebował kilka minut, by przepakować zbędne rzeczy do bagażnika i zrobić dla nas miejsce w samochodzie. Na wstępie powiedział nam, że jedzie aż do Fishing Bridge, które znajduje się dosłownie po drugiej stronie parku. Niestety, nie mogliśmy pozwolić sobie na tak długą podróż, bo tego samego dnia musieliśmy wrócić z powrotem do Mammoth. Na dodatek, jedna z dróg (ta krótsza) z Canyonu do Mammoth, jest zamykana po 23 aż do 6 rano. Prawdopodobnie ze względu na niebezpieczne warunki i nocne remonty.
Po kilkunastu minutach jazdy, zatrzymaliśmy się na półgodzinny odpoczynek nad rzeką. Woda nie była zbyt ciepła, a dno kamieniste. Wszystko wokół jest tutaj nienaruszone, w takiej postaci, w jakiej natura tego chciała. Nawet wysuszone drzewa, czy też spalone, pozostają na swoim miejscu. Na terenie Yellowstone są miejsca, w których przez wiele mil górują jedynie obszary zniszczone przez liczne pożary. Podczas jednej z kolejnych podróży – Paul, były wojskowy, myśliwy z zamiłowania – wyjawił nam, że gdy był tu w 1992, wszystkie tereny wschodniego Yellowstone, przez które akurat przejeżdżaliśmy, były zupełnie inne. Wszędzie dominowała zieleń. Wszystko zmieniło się jednak sześć lat później, gdy największy do tej pożar, pochłonął ogromny obszar parku. Prawie czterdzieści procent powierzchni, na której rosły drzewa, uległo zniszczeniu.
Po niecałych dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce. Warto było jechać dla takich widoków, choć nie zwiedziliśmy wszystkiego. Pobyt w Canyon Village rozpoczęliśmy od złamania kilku przepisów. Chodzi o to, aby być bliżej, szybciej w miejscu, z którego można lepiej sfotografować coś ciekawego. Gdybyśmy tak często nie chodzili tam, gdzie nie powinniśmy, prawdopodobnie do tej pory nie zobaczyłabym z bliska bizona. A tak przechodziłam już obok trzech w odległości nie większej niż trzy metry.
Głębokość kanionu waha się od około 250 do prawie 400 metrów, szerokość od 400 do 1200, a długość wynosi ponad 38 km. Kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, że będę siedzieć nad kilkusetmetrowym kanionem, by spoglądać na wodospad. Bez barierek, bez żadnego zabezpieczenia, z myślą o granicach, jakie jeszcze przekroczę.
Powrotnego stopa złapaliśmy około godziny 20. Jechaliśmy w osiem osób w 5-osobowym aucie. Zabrała nas rodzina z Nebraski, ze szwagrem z Polski. Jaki ten świat mały…
Pozdrawiam z Yellowstone National Park. Zapraszam do obejrzenia zdjęć:
https://www.facebook.com/EnjoyingWorldwideTrips
Dodaj komentarz