To był jeden z najbardziej wyrównanych meczów Enei Basketu Poznań w tym sezonie. W środowy wieczór koszykarze ze stolicy Wielkopolski do ostatniej sekundy walczyli o zwycięstwo z MKKS-em Żakiem Koszalin, ale finalnie musieli uznać wyższość oponentów, przegrywając we własnej hali 86:88.
W pierwszej części sezonu zawodnicy Basketu pokonali Żaka w delegacji 95:78. Od tego czasu zespół z Koszalina przeszedł dużą metamorfozę, wielokrotnie zaskakując wyżej notowanych rywali efektowną grą pod batutą nowego trenera, Miljana Curovicia.
Falująca forma. Spotkanie drużyna z Poznania rozpoczęła znakomicie. Po wsadzie Konrada Rosińskiego oraz trafieniach Michała Samsonowicza i Patryka Stankowskiego tablica wyników wskazywała rezultat 5:1 dla gospodarzy. Z czasem do głosu doszli jednak goście, którzy błyskawicznie odrobili straty i zaczęli budować własną przewagę. Kosmiczna seria 20:2 nie byłaby możliwa, gdyby nie skuteczna gra Jamala McMurraya, Marcina Dymały oraz Szymona Janczaka. W samej końcówce pierwszej kwarty nieco oddechu złapała Enea, ale w lepszych nastrojach wciąż byli przyjezdni, którzy prowadzili 25:18.
Druga kwarta przez długi czas stała pod znakiem celnych prób Żaka z półdystansu i zza linii rzutów trzypunktowych. Przede wszystkim dobrze prezentował się Aleksander Lewandowski i w efekcie podopieczni trenera Curovicia co chwilę odskakiwali na kilkanaście punktów przewagi.
Wszystko zmieniło się za sprawą Michała Samsonowicza. Rzucający Enei dał kolegom sygnał do ataku, trafiając trzy szybkie trójki. Swoje wnieśli Wojciech Fraś, Mikołaj Stopierzyński oraz Arkadiusz Adamczyk i do przerwy mieliśmy remis 44:44.
Nerwówka. Po zmianie stron zespół Przemysława Szurka poszedł za ciosem. Niesamowity rytm złapał Konrad Rosiński, który nie dość, że trafiał z różnych pozycji, to w dodatku dodawał kolegom energii zbiórkami i blokiem. Nadal efektywny pod koszem był Stopierzyński i po jego akcji „and one” Enea prowadziła 60:53. Popisy McMurraya i Dymały pozwoliły jednak gościom zniwelować stratę i… wyjść na prowadzenie 64:63 jeszcze przed startem czwartej kwarty.
W niej przyjezdni mieli swój dobry okres. Osiem punktów w trzy minuty zdobył Lewandowski i Żak miał przewagę 74:70. Wtedy znów „uruchomił się” Samson, który popisał się chociażby akcją 3+1. W ostatnią minutę czwartej odsłony spotkania Basket wkroczył z korzystnym wynikiem 80:78, ale najpierw Dymała wykorzystał wywalczone swoje rzuty wolne, a później próby na zwycięstwo koszalinian spudłowali McMurray i Pluta i czekała nas dogrywka.
Gorąca końcówka. W dodatkowy czas gry zdecydowanie lepiej weszli przyjezdni, a szczególnie Janczak. Jego punkty, zbiórki i blok przyczyniły się do prowadzenia Żaka 88:81 na dwie i pół minuty przed końcową syreną.
Gdy wydawało się, że o wygraną będzie piekielnie trudno, najpierw oba osobiste wykorzystał Stankowski, a chwilę później nadzieję kibicom przywrócił trójką Wieloch (86:88). Kilkanaście sekund przed końcem goście spudłowali… trzykrotnie, z kontrą popędził Stopierzyński. Skrzydłowy został sfaulowany przez Lewandowskiego, trafiając przy tym do kosza. Cała hala wpadła w ekstazę, myśląc, że punkty zostaną zaliczone i popularny „Stopa” stanie za moment przed szansą na (prawdopodobnie) zwycięski rzut osobisty.
Arbitrzy nie zaliczyli jednak jego próby, dyktując dwa rzuty wolne. Po spudłowaniu pierwszego z nich, Stopierzyński nie trafił po raz drugi, ale sprytnie zebrał piłkę. Niestety, jego dobitka nie okazała się skuteczna i to koszalinianie pojechali do domu z cennymi dwoma oczkami po zwycięstwie 88:86.
Enea Basket Poznań – MKKS Żak Koszalin 86:88 (18:25 | 26:19 | 19:20 | 17:16 | d: 6:8). Punkty dla Enei: Samsonowicz 23, Wieloch 17, Stopierzyński 14, Rosiński 11, Fraś 11, Szpakowski 5, Stankowski 3, Adamczyk 2.
Dodaj komentarz