Sri Lanka. Błogosławiona Wyspa. Państwo w Azji Południowej, niegdyś nazywane Cejlonem. Odkąd zaczęłam planować swoje podróże, to właśnie Azja była moim najbardziej wyczekiwanym kierunkiem.
Początkowo miała być wyprawa na Bali, ostatecznie jednak na samą myśl o Sri Lance moje serce zaczynało bić mocniej. Byłam jednakże pełna oba, że nadmiar turystów może mnie przytłoczyć, a sama wyspa okazać się niezbyt bezpieczną. W końcu, to moja pierwsza podróż w tak odległy zakątek świata, na dodatek, na własną rękę. Zdawać by się mogło, że kłopoty gwarantowane. Nic bardziej mylnego.
Pierwsze wrażenie po wyjściu z samolotu? Ale gorąco, ale gęste powietrze! Wkrótce kolejne – gwar miasta, samochody, tuk tuki, skutery, autobusy. W wszystko to na ulicach, na których nie ma żadnych zasad. Czy widziałam jakikolwiek wypadek? Czy komukolwiek groziło niebezpieczeństwo? Czy autobusy, które tak naprawdę nie zatrzymywały się, a ludzie do nich wskakiwali, były choć trochę gorsze od tych w nowoczesnych rejonach świata? Absolutnie.
Ludzie nie mają tutaj łatwego życia, a jednak są jacyś tacy… Bardziej uśmiechnięci, bardziej życzliwi, bardziej wdzięczni. Kiedy spotkasz kogoś, kto jest głodny, nie zdziw się, że widząc ciebie niosącego przed chwilą zakupione bułki, zapyta o jedną z nich, zaoferuje w zamian darmowy przejazd tuk tukiem. Wiele możemy się od Lankijczyków nauczyć…
To prawda, masa zwierząt żyje tutaj samotnie, ale chyba żadne z nich tak do końca się nie czuje. Osoba bezdomna zawsze otrzyma pomoc. W każdym samochodzie mały Budda; wiara i kultura są godne podziwu. Chodzące słonie, biegające małpy, pawie stroszące swoje pióra. To codzienny widok na tej wyspie.
Mogłabym o tej wyprawie pisać w nieskończoność. Mam nadzieję, że może kiedyś opiszę to bardzo obszernie. W książce marzeń.
Fot. Andreas Fuchs
Dodaj komentarz