Kiedy my śpimy spokojnie, oni już są w drodze. Ratownicy medyczni z wyruszają tam, gdzie krzyk życia miesza się z lękiem, a każda sekunda decyduje o wszystkim. To nie filmowy heroizm, ale codzienna rzeczywistość ludzi, którzy walczą o życie innych. Często w trudnych warunkach i bez chwili wytchnienia.
Kiedy telefon alarmowy przerywa ciszę: „Starsza pani, upadek, brak kontaktu…”, ratownicy już analizują scenariusze. Droga wiedzie przez ulice, miejski zgiełk, przez lasy, czasem w deszczu i mgle. Znają każdą ścieżkę, bo ich obowiązkiem jest dotrzeć, mimo przeszkód.
Gdy karetka się zatrzymuje, zapada cisza. Wchodzą w przestrzeń ludzkiego dramatu. Ocena świadomości, oddechu, tętna. Intubacja, resuscytacja, leki, płyny – wszystko zgodnie z procedurami, ale także z ogromnym skupieniem i odpowiedzialnością. Każda sekunda może zaważyć na losie pacjenta.
Ratownik nie działa sam. Współpracuje z dyspozytorami CPR, strażakami, policją, a w razie potrzeby także z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Transport do szpitala to nie zwykły przewóz, to kontynuacja walki o życie. W karetce stale monitorują parametry, podają leki i utrzymują kontakt z personelem medycznym, by przygotować zespół na przyjęcie chorego.
Szpital stanowi ważne ogniwo tego systemu. Izba przyjęć czy SOR nie są miejscem rutynowych wizyt, lecz frontem walki o stabilizację i bezpieczeństwo pacjentów. Ratownicy obsługują szeroki teren. Znają lokalne drogi i ludzi, tworząc wraz z personelem szpitalnym zgrany łańcuch ratunkowy.
Wczoraj był Dzień Ratownictwa Medycznego, który przypomina, że ich praca to nie tylko służba. To historia o ludzkiej kruchości i sile, o sekundach, które dzielą życie od śmierci, i o tych, którzy czuwają, by każda z nich była dobrze wykorzystana.
Fot. Katarzyna Jenek
Dodaj komentarz