Pięć dni spędzonych w Katalonii pod koniec września mogę uznać za czas pełen ciekawych doświadczeń. Oczywiście, Barcelona jest turystyczną mekką, ale nie tylko miasto wprawiło mnie w zachwyt.
Miejsce manifestacji. Plaza de Catalunya, centralny plac w Barcelonie, nie zachwycił mnie. Tutaj w czasach reżimu Franco odbywały się protesty, a później, już w realiach demokracji, manifestowali bezrobotni absolwenci uniwersytetów. Jednakże nie sposób nie zatrzymać się w miejscu, w którym – w różnych latach – wzmagał się społeczny bunt, w którym obywatele, w sposób stanowczy, okazywali niezadowolenie.
Duży wybór koszulek, bez antagonizmów. Na La Rambli kupiłem koszulki z nazwiskami graczy Barcy: Pedriego i Julesa Kounde, a mogłem i… Królewskich. Katalonia to inny świat, na tej kultowej ulicy był także oryginalny sklep Realu Madryt. Plemienności w futbolu, zawziętości troglodytów szukajmy gdzie indziej, np. w Polsce, chociaż – jak wiadomo – akurat nie w Poznaniu.
Sakralny rozmach i okazja do refleksji. W kolejnych dniach byłem oczarowany obiektami sakralnymi. Perła w koronie Gaudiego, czyli Sagrada Familia, imponuje rozmachem, wielkością. Ta świątynia wnet zostanie dokończona, robi ogromne wrażenie. Przed wejściem do środka trzeba przejść drobiazgową kontrolę, jak na lotnisku, ale później można obejrzeć kolorowe witraże czy religijne postaci zarówno wewnątrz, jak i po wyjściu z bazyliki.
Klasztor na Montserrat to najciekawszy punkt wizyty poza Barceloną. Obligatoryjne było zobaczenie Czarnej Madonny. Już sam dojazd do tego miejsca był ekscytujący, górzyste tereny robią wrażenie. Puszczając wodze fantazji, można dostrzec na przykład ludzką twarz. To tam, przyglądając się niezwykłym widokom, najłatwiej było pogrążyć się w zadumie.
Pasjonatka. Przez całą wycieczkę grupie towarzyszyła pilotka Paulina Ratkowska, której opowieści były porywające. Uwzględniały historyczne wątki – czasy zamierzchłe, czasy monarchii, jak i rządów generała Franco. Notabene, ten temat wątek interesuje mnie bardzo, miałem okazję przeprowadzić prawie 10 wywiadów z hispanistą prof. Filipem Kubiaczykiem z UAM, rozmawiając o futbolu także w odniesieniu do frankizmu), Były też w tych opowieściach życiowe historie. Pani Paulina poznała bowiem Hiszpanię na wylot, studiowała w Madrycie, a od lat oprowadza wycieczki po różnych regionach tego kraju.
Dowiedzieliśmy się między innymi o tym, że Hiszpanie lubią się bawić, ale nie zwykli się upijać, jak i o tym, że – mimo rosnącej laicyzacji społeczeństwa – imiona takie jak Jesus (Jezus), Angel (Anioł) czy Rosario (Różaniec), są nadawane dzieciom, o ironio, czasami nawet przez ateistów, bo ładnie brzmią. Można było też zaznajomić się z wyglądem Hiszpanek i Hiszpanów oraz zgłębić sedno ustawicznego dążenia do emancypacji tamtejszych kobiet, które często rezygnują z eksponowania swojej urody w imię feminizmu. To ciekawy wątek, tym bardziej że w ostatnim czasie szerokim echem odbiła się „afera pocałunkowa” w tutejszym kobiecym futbolu. Pisałem o tym w różnych aspektach: https://angora24.pl/swiat/maczyzm-w-futbolu-to-spuscizna-frankizmu.
Król skandalista. W Hiszpanii przejawy seksizmu nie mogą być nikomu darowane, bo kobietom zależy na podmiotowości. A zmiana postrzegania niegdysiejszego króla Juana Carlosa, sprawcy wielu ekscesów, w tym obyczajowych, to też coś szalenie ciekawego. Pilotka miała ogromną wiedzę z różnych dziedzin i – co istotne – umiała ją przekazać zajmująco. Jadąc autokarem do kolejnych ciekawych miejsc, można było obserwować widoki za oknem, jednocześnie wsłuchując się w, pełną niuansów, barwnych anegdot oraz niesztampowych dygresji, narrację.
W Barcelonie kupiłem prasę sportową (Marcę, Mundo Deportivo, Sport), dostałem bransoletki od… Afrykanina, za które później musiałem zapłacić. A na koniec, już w Gironie, kupiłem turron, lokalny świąteczny przysmak. Odwiedziłem wiele fascynujących miejsc. Wróciłem do Polski, do Poznania z przekonaniem, że jeszcze nie raz powinienem zawitać do Hiszpanii, do Barcelony, aby poznać kolejne twarze tego kraju, tego miasta…
Fot. Bartłomiej Najtkowski
Dodaj komentarz