Od czterdziestu lat związany z Lechem. Bywało różnie. Teraz jest gorzej. Mimo tego, urodzony w Jordanii, Palestyńczyk Samir Ibrahim – chirurg plastyczny, wciąż pozostaje wierny Kolejorzowi. Z nostalgią wspomina drużynę z lat osiemdziesiątych. Mówiąc o obecnym zespole, nie unika zasłużonej krytyki.
Do Polski przybył z myślą o edukacji. Studiował na Akademii Medycznej, mieszkał w akademiku Eskulap, a stamtąd było blisko na nowy stadion Lecha przy ulicy Bułgarskiej. Akurat wtedy właśnie powstawał. Pamięta pierwszy mecz, który oglądał na tym obiekcie – spotkanie z Motorem Lublin. W tamtych czasach mógł obserwować kunszt Mirosława Okońskiego i wielu innych znakomitych graczy, których wymienia bez problemu. Widział starcia Lecha ze znanymi na całym świecie drużynami – Barceloną Johana Cruyffa, Athletic Bilbao czy Liverpoolem. Był jednym z nielicznych obcokrajowców studiujących wówczas w Poznaniu, innych przybyszów z Bliskiego Wschodu próżno było szukać… Po meczach zdawał relację kibicom. Wówczas na stadionie były inne realia, kibice przynosili nawet wódkę…
Samir Ibrahim potrafi interesująco rozprawiać o Jordanii. Wyjaśnia, że w tamtejszym sporcie niepoślednią rolę odgrywają sportowcy palestyńscy. Stanowią większość, jeśli chodzi o skład najlepszej drużyny. Gdy patrzy na relacje izraelsko-palestyńskie, nie kryje rozczarowania postawą Izraelczyków. Uważa, że – w wyniku ich działań – cierpią również sportowcy.
Swego czasu wspomagał onkologię dziecięcą, uczestnicząc w akcji „Pomaganie przez bieganie”. Zżyma się na Lecha, bo – jego zdaniem – klub za szybko sprzedaje młodych graczy. Regularnie uczestniczy w gali sportu jako przedstawiciel Mandala Beauty Clinic. Uważam, że jest jedną z najciekawszych postaci wśród pasjonatów sportu w Wielkopolsce.
Fot. prywatne archiwum S. Ibrahima
Dodaj komentarz