W sobotę Gruzja prawdopodobnie straciła szansę na grę w fazie pucharowej EURO 2024, Portugalia zaś zapewniła sobie awans do dalszej rundy. Belgia odbiła się od dna, choć – mimo rewelacyjnej pierwszej połowy – w drugiej Rumuni dzielnie stawili jej czoła.
Nadal panuje przekonanie, że najlepszym meczem turnieju do tej pory było starcie Turcji z Gruzją. Wtedy wiele osób żałowało, że ekipa z Kaukazu, debiutant na EURO, nie wywalczyła remisu. Było blisko 2:2, skończyło się zwycięstwem 3:1 zespołu znad Bosforu, gdyż w doliczonym czasie gry Gruzini zagrali va banque, ich bramkarz przy rzucie rożnym był w polu karnym rywali, którzy po przejęciu piłki błyskawicznie wyprowadzili kontrę. Finalizacja polegała na skierowaniu piłki do pustej bramki.
Rewelacyjny bramkarz Gruzinów. Przeciwko Czechom Gruzini już nie podjęli ryzyka, postawili raczej na głęboką obronę, sporadycznie się odgryzali. Nasi południowi sąsiedzi faktycznie mieli inicjatywę, ale co z tego, skoro znakomicie grał bramkarz Gruzji Giorgi Mamardashvili. Golkiper Valencii zanotował 11 interwencji w meczu. Opta podaje, że odkąd prowadzone są takie statystyki, tylko Aleksandrs Kolinko z Łotwy był lepszy o jedną paradę w EURO 2004, a po 11, tak jak Mamardashvili, mieli Shay Given z Irlandii w 2012 roku i Franscesco Toldo z Włoch w 2000.
W doliczonym czasie gry do pierwszej połowy Gruzini dostali rzut karny, którego na gola zamienił Georges Mikautadze. Ten napastnik miał bardzo złą rundę jesienną minionego sezonu w Ajaksie Amsterdam, jednak wiosną, po powrocie do Metz, robił furorę w Ligue 1. Strzelił 11 goli w 17 meczach, a w kontynentalnym czempionacie potwierdza formę, gdyż ma już dwa trafienia w turnieju finałowym.
Czesi atakowali od początku drugiej odsłony i w 59. minucie wyrównali po golu Patricka Schicka, który błyszczał formą strzelecką w poprzednich finałach Mistrzostw Europy. Czesi oddali 27 strzałów w meczu, Gruzini – 5, z czego raptem jeden celny. Ale w doliczonym czasie wyprowadzili kontratak 3:1 i… gola nie strzelili. Mogą sobie pluć w brodę. Choć byli w tym meczu słabsi, w przypadku zwycięstwa mogliby jeszcze marzyć o wyjściu z grupy. W ostatnim meczu zagrają z Portugalią. Teraz muszą pokonać team z Półwyspu Iberyjskiego, co jest mało prawdopodobne.
Szkolne błędy Turków. W 21. minucie meczu Turcji z Portugalią lewy obrońca drużyny Roberto Martineza Nuno Mendes wykonał szarżę, piłka znalazła się w polu karnym, odbiła od jednego z tureckich graczy i przytomność umysłu zachował Bernardo Silva, który skierował ją do bramki. 7 minut później Samet Akaydin zagrał bez namysłu do swojego bramkarza, nie widział, że Altay Bayındır jest wysunięty. Tak padł najbardziej kuriozalny gol w tym turnieju i kolejny już swojak. W 55. minucie wydawało się, że Cristiano Ronaldo był na ofsajdzie, ale okazało się, że Zeki Çelik nie miał odpowiedniego timingu i złamał linię spalonego.
Najsłynniejszy piłkarz Portugalii (na zdjęciu) miał otwartą drogę do bramki, banalną sytuację, ale nieoczekiwanie zagrał do Bruno Fernandesa, który miał przed sobą pustą bramkę i dopełnił formalności. W jednej z kolejnych akcji CR7, jak się wydaje, znowu szukał partnera z kadry, który lideruje drugiej linii Manchesteru United. Z czego to wynikało? Może z chęci pobicia rekordu, jeśli chodzi o asysty w finałach ME? Teraz, po tym meczu, Ronaldo jest na pierwszym miejscu razem z Karelem Poborskym. Z asystami bardziej kojarzymy raczej wieloletniego rywala CR7 – Leo Messiego, który w nocy z czwartku na piątek, w meczu otwarcia Copa America (Argentyna-Kanada), wypracował kolegom dwa gole.
Po strzeleniu trzeciego gola, Portugalczycy nie mieli specjalnej ochoty na kolejne trafienia, a Turcy byli załamani. Na boisku nie działo się prawie nic. Co ciekawe, aż pięć razy na murawie pojawili się intruzi. Najpierw wbiegło na nią dziecko, które zrobiło sobie zdjęcie z CR7, a potem uciekało ochroniarzom, jednak kolejne występy natrętów zaczęły irytować asa Portugalii. Viralem stał się filmik, na którym widzimy, jak ochroniarz w pogoni za niesfornym fanem przewraca rezerwowego napastnika Portugalii Goncalo Ramosa (https://x.com/NoodleHairCR7/status/1804575820247163370?t=syfOSser7yZ0OngYtjLX0w&s=19).
Belgia wraca do gry. Była druga minuta, gdy Youri Tielemans, rezerwowy w meczu Belgii ze Słowacją, wyprowadził na prowadzenie ekipę Czerwonych Diabłów strzałem z dystansu. Świetnie zachował się w tej akcji Romelu Lukaku, który był ustawiony tyłem do bramki i zdołał wystawić piłkę pomocnikowi Aston Villi, a ten ładnie przymierzył.
W pierwszej połowie, przez jej większą część, Belgowie przeważali. W końcu narzucili swoje warunki. Pomocnicy z Beneluksu rządzili na boisku, wykorzystywali dynamicznych, kochających dryblingi skrzydłowych: Jeremy’ego Doku i Dodiego Lukebakio. Jednak Belgia więcej goli nie strzeliła w pierwszych czterdziestu pięciu minutach, a po przerwie Rumunia zaczęła grać z otwartą przyłbicą. Na uwagę zasługują wycieczki na połowę rywali bocznego obrońcy Rayo Vallecano, jak to powiedział Mateusz Borek, niebieskowłosego Andrei Rațiu. W drugiej części spotkania wydawało się, że Romelu Lukaku w końcu strzeli gola w finałach EURO 2024. A jednak nie, gdy świetnie obsłużył go Kevin De Bruyne, był spalony. Powtórzył się zatem niefart z meczu ze Słowacją. Ale w 79. minucie na 2:0 podwyższył De Bruyne, ustalając tym samym wynik spotkania i teraz Belgów czeka mecz z Ukrainą.
Fot. ekran tv – TRT1 CANLI
Dodaj komentarz