Rewitalizacja poznańskiej ulicy Święty Marcin wkracza w kolejny etap. Czy jest możliwe, by stała się ona w przyszłości kulturalną wizytówką miasta?
Założenia są bardzo ambitne. Na nowo przyciągnąć poznaniaków i przyjezdnych w obręb popularnego „Marcina”. Niestety, w ostatnich latach odwiedzają oni głównie handlowe molochy na obrzeżach miasta. Czy tę tendencję da się odwrócić? Obecnie straszą tutaj puste witryny. Planowany deptak, zieleń i otwarcie istniejącej przestrzeni domagają się nowej formuły dla tego miejsca. Czy może nią być kultura?
W teorii, tak, praktyka – jak wiemy – bywa inna. Od lat głównie Zamek kojarzony jest jako centrum wydarzeń artystycznych. Warsztaty, koncerty, wystawy, kluby muzyczne. Co jakiś czas pojawiają się w centrum nowe adresy, które bezsprzecznie możemy kojarzyć z kulturą, także wysoką. Pojawiają się i przeważnie… znikają, osamotnione w trudnej grze o finansowe przetrwanie. „Cicha kuna”, klubokawiarnia „Głośna”, czy kultowa księgarnia „Tristero”, zmuszona do opuszczenia swego „rodzimego” rejonu, dawnego kina „Muza”. Zadomawia się to tu, to tam, istnieje przyciągając rzesze sympatyków. Tego typu inicjatywy nie są aranżowane odgórnie, w tym tkwi ich siła. Zupełnie odwrotnie niż na przykład kolejne filie banków, których na Świętym Marcinie w pewnym momencie nastąpił wysyp. Dziś nie ma po nich śladu. Pozostali natomiast zapaleńcy, którzy mają pomysł i jeszcze na tyle samozaparcia, by go realizować.
Od kilku już lat w bramie pod nr 75 tętni życiem „Atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska”, stworzone dzięki staraniom Macieja Krajewskiego, poznańskiego artysty fotografa. Liczne koncerty, wystawy, inicjatywy, które związane są z tym miejscem wypełniłyby niejeden dom kultury. Cóż, pomimo miejskich dotacji, inicjatywa Łazęgi, znana już także poza granicami miasta, napotyka na standardowe dla tego typu przedsięwzięć problemy. Fundusze wystarczają „na styk”, a opieka nad sprawnym funkcjonowaniem wszystkich zaplanowanych wydarzeń domaga się z pewnością kilku dodatkowych etatów. Tych jednak nikt nie zapewnia. Czy artystom skupionym wokół „łazęgowego” pomysłu wystarczy sił, by ją kontynuować?
Inną formułę zyska zapewne kolejna z nowych inicjatyw. Dawna Biblioteka na Świętym Marcinie, pozornie opustoszały budynek zyskał prywatnego inwestora, który zapowiada, iż miejsce to pragnie przeznaczyć właśnie kulturze. Odbyła się tam już m. in. „NOC biennale”, planowane są następne imprezy. Historyczna struktura budynku ma swoje uwarunkowania i konieczna jest zapewne kosztowna rewitalizacja. Jak bardzo prywatny kapitał zaangażuje się w ten projekt? Doskonale wiemy, iż – wzorem państw zachodnich – jest to jedna z najbardziej skutecznych form mecenatu. Czy jednak polska specyfika nie zniechęci już na starcie potencjalnych inwestorów?
Przykłady można mnożyć. Nie chodzi, oczywiście, o to, by w rejon świeżo wyremontowanego centrum spędzić wszystkich rodzimych twórców kultury. Jak jednak zachęcić poznaniaków, by tłumnie i nie tylko „od święta” go odwiedzali? Kawiarniami i siecią sklepów? Obawiam się, iż to za mało. Święty Marcin mógłby stać się alternatywą dla zapełnionego ogródkami piwnymi Starego Rynku. Błędem byłoby powielanie tamtego schematu. Wszak można pokusić się o podkreślenie tego, iż jest najważniejszą ulicą miasta. I postawić tu nie na „kulturkę”, ale na kulturę.
Na zdjęciu: „Atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska” – liczne koncerty, wystawy, inicjatywy, które związane są z tym miejscem, wypełniłyby niejeden dom kultury.
Fot. Andrzej Piechocki
Dodaj komentarz