Oko w oko z legendami

Podczas spotkania wspomnień było bez liku. Piotr Mowlik przypomniał i tę sytuację, gdy, w związku z kłopotami zdrowotnymi, lekarz nie wyraził zgody na to, by nadal grał w piłkę.

Lech Poznań od pewnego czasu organizuje na Enea Stadionie spotkania w ramach cyklu Muzeum z Legendą. Ostatnio kibice mogli posłuchać wspomnień Piotra Mowlika, byłego bramkarza Kolejorza z występami w reprezentacji w CV i Jerzego Krzyżanowskiego, pomocnika niebiesko-białych sprzed lat. O spójność narracji i uwzględnienie szczegółów zadbali Maciej Markiewicz, znawca historii poznańskiego klubu, oraz Maciej Henszel, rzecznik prasowy KKS.

Kibice, którzy byli złaknieni powrotu Lecha do ligowej rywalizacji po przerwie zimowej, w przeddzień meczu z Widzewem Łódź (wygranym 4:1), mogli uczestniczyć w wartościowym wydarzeniu, które dla młodych fanów było szansą na zdobycie wiedzy o piłkarzach sprzed lat, a dla nieco starszych miało charakter nostalgiczny.

Timing i przechytrzony Boniek. Piotr Mowlik, który trafił do Lecha Poznań w drugiej połowie lat 70. z Legii Warszawa i zdobył z nim Puchar Polski w 1982 oraz mistrzostwo Polski rok później, wspominał grę w piłkę w zupełnie innych realiach niż dziś. Fakt, że Mowlik „wskoczył” do składu, był miarą jego talentu, zważywszy, że Lech słynął w tamtych czasach z dobrych bramkarzy. Kunsztem między słupkami popisywał się Andrzej Turek, na co zwracał uwagę także Marek Markiewicz. Jeśli chodzi o wspomnienia związane z Pucharem Polski, Mowlik idealnie się wstrzelił, przywołując pamiętny mecz z Widzewem Łódź.

To był mecz rozgrywany w grudniu, gdy śnieg zasypał Poznań. Na stadionie przy Bułgarskiej padł remis 1:1 i rozpoczęła się wojna nerwów, czyli seria rzutów karnych. Jako ostatni z graczy Widzewa do piłki podszedł ówczesny as polskiego futbolu, Zbigniew Boniek. Gdyby trafił, do kolejnej rundy awansowałby Widzew. Jednak zwycięsko z tego pojedynku wyszedł Mowlik.

– Znaliśmy się z reprezentacji, wiele razy na treningach stawaliśmy blisko siebie. Wiedziałem, że Zbyszek będzie chciał zakończyć to efektownie i uderzy na siłę. Wyczekałem go, zrobiłem zwód, dał się nabrać i odbiłem jego strzał – mówi były bramkarz. Dzięki temu lechici mogli świętować awans. Mowlik wspominał, że kibice Kolejorza zwątpili w sukces swojej drużyny i część z nich przedwcześnie opuściła stadion. A gdy usłyszeli euforię po tej interwencji golkipera KKS, natychmiast wrócili, reagując niedowierzaniem.

Feralny uraz. Jerzy Krzyżanowski relacjonował, jak zaczynał grać w piłkę w B-klasie, a w pewnym momencie został dostrzeżony przez jednego z trenerów. Dzięki temu rozpoczął karierę seniorską w Pogoni Siedlce. W tym klubie rozegrał dwa sezony w III lidze w drugiej połowie lat 70. Okres między 1978 i 1979 rokiem spędził w Broni Radom (to było ciekawe – kto z młodych kibiców dziś kojarzy taki klub), a z tym zespołem w sezonie 1978/1979 awansował do II ligi.

Teraz dochodzimy do ważnego punktu, bo Krzyżanowski zaliczył sportowy awans w 1980 roku, gdy przeszedł do Lecha Poznań. Wystąpił 76 razy w rozgrywkach ligowych, a dwunastokrotnie wpisywał się na listę strzelców. Wspominał dawne mecze i wyłącznie piękne gole, gdy piłka lądowała w narożniku, w górnej części bramki rywali. W sezonie 1981/82 sięgnął z Lechem po Puchar Polski, natomiast w kolejnym fetował z kolegami z drużyny tytuł mistrzowski. Niestety – o czym szczerze opowiedział – traf chciał, że w rundzie jesiennej sezonu 1983/1984 doznał ciężkiej kontuzji. Sprawa była na tyle poważna, że Krzyżanowski – nolens volens – zakończył karierę. Na krótko wrócił do gry w piłkę w 1985 roku w drużynie, w której się wypromował, czyli Broni Radom.

Hart ducha. Podczas spotkania wspomnień było bez liku. Piotr Mowlik przypomniał i tę sytuację, gdy, w związku z kłopotami zdrowotnymi, lekarz nie wyraził zgody na to, by nadal grał w piłkę. Na nic się to zdało. Zdeterminowany bramkarz pokazał siłę woli i postanowił, że nie zrezygnuje z futbolu.

Wizyta w muzeum. Na koniec spotkania kibice wraz z legendami przeszli do klubowego muzeum, gdzie można było zobaczyć koszulki, sztandary czy herby z różnych okresów. Maciej Henszel wyjaśnił, że Lech musiał zmieniać nazwę na przestrzeni lat, chociażby z powodu rygorów narzuconych przez komunistyczne władze. W muzeum aktualnie jest tymczasowa wystawa poświęcona śp. Wojciechowi Łazarkowi, wybitnemu trenerowi Lecha, który zdobywał z nim trofea przed laty i dał się poznać jako mistrz bon motów.

Można też zobaczyć wszystkie gole Roberta Lewandowskiego w barwach Lecha czy skróty pamiętnych meczów poznaniaków z tuzami europejskiej piłki: Manchesterem City i Juventusem. M. Henszel wspominał, jak przed meczem z włoską drużyną robiono różne kombinacje, by spotkanie doszło do skutku. Termometr nie mógł wskazywać powyżej -15 stopni, a był wtedy przenikliwy mróz. W rzeczywistości było -17 stopni, ale gospodarze z Bułgarskiej zadbali, by wyszło mniej…

Każdy z uczestników tego wydarzenia mógł wydrukować sobie pamiątkowy bilet z meczu sprzed lat. Większość wybrała mecz Lecha z Barceloną Johana Cruyffa, który Barca wygrała po serii rzutów karnych, ale Kolejorz wtedy napędził jej strachu.

Fot. Lech Poznań – Facebook (od lewej: Markiewicz, Mowlik, Krzyżanowski).

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*