Nie warto się go bać!

Rozmowa z Marysią MIKOŁAJCZYK, studentką Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UAM, przebywającą w Hiszpanii w ramach programu Erasmus

 – Hiszpania da się lubić?

 – Da się uwielbiać! Odkąd pamiętam, marzyłam, aby ją odwiedzić. Udało mi się zobaczyć zaledwie jej  cząstkę, a już jestem zakochana i snuję plany o powrocie. Oczywiście, nie wszystko jest tak kolorowe, jak oczekiwałam, ale to i lepiej – zawsze może mnie coś zaskoczyć, mogę się czegoś nauczyć.

– Wyobrażenie zetknęło się z rzeczywistością. Co w Hiszpanii może się nie spodobać?

Myślałam o Hiszpanach stereotypowo. Są pomocni, uśmiechnięci i działają „na luzie”, ale – wbrew pozorom – nie są aż tak otwarci. Prosisz o zrobienie zdjęcia, pytasz o drogę – oczywiście, pomogą. Trudno natomiast szybko nawiązać kontakt, zaprzyjaźnić się. Drażni mnie ich gołosłowność. „Tak, tak, musimy się spotkać” – dziś wiem, kto mówi szczerze. W Polsce łatwiej jest odczytać prawdziwe intencje.

– A co przerosło oczekiwania?

Okazało się, że uniwersytet, na który uczęszczam, jest katolicki. To ogromnie mi pomogło. Zaangażowałam się w działającą tu grupę religijną i jej wiele inicjatyw. Gdy zaczynasz bliżej poznawać ludzi, dzielisz się z nimi tym, co przerasta i cieszy. To buduje przyjaźnie, dlatego jestem szczęśliwa, że spędzam w Barcelonie cały rok akademicki. Universitat Internacional de Catalunya daje wiele możliwości. Dużo się dzieje, przyjeżdżają ciekawi goście, a na zajęciach utrzymuje się rodzinna atmosfera.

– Po prawie roku w Hiszpanii, jak zdefiniujesz projekt Erasmus? Wakacje czy szkoła życia?

– Przychylam się do drugiej opcji, choć nie nazwałabym się stereotypowym Erasmusem. Skupiam się na nauce, na długotrwałych, a nie imprezowych znajomościach. Chcę wykorzystać szansę, jaką dał mi uniwersytet. Rok tam jest dla mnie szkołą życia, bo nie tylko podszkoliłam język, ale musiałam zorganizować sobie cały pobyt. Znaleźć zakwaterowanie, przebrnąć przez dziesiątki stron dokumentów, a i przyjechałam sama, nie znając nikogo. Dziś czuję się bogatsza o nowe doświadczenia.

– A ile prawdy jest w tym, że na Erasmusa jedzie się, aby znaleźć miłość? „Szukasz męża, jedź na Erasmusa!”

(śmiech) – Zacznę od tego, że poznałam kilka osób, które mają współmałżonków właśnie po erasmusowej przygodzie. Prawdą jest, że to, co inne, co egzotyczne, przyciąga wzrok, a jadąc na Erasmusa otwierasz sobie drzwi i w tym kontekście.

– W Hiszpanii żyje się łatwiej?

– Niekoniecznie. Dzieje się dużo, nie ma tak dużej presji czasu, jaką spotykamy w naszym kraju, ale nie ma to wpływu na łatwość życia. Człowiek ma swoje problemy, gdziekolwiek żyje. Ale tym, co pomaga, jest tutejsze pozytywne nastawienie.

– Nie jest tak, że żyją, jakby mieli mniej problemów od nas?

– To bardziej skomplikowane i złożone. Zależne jest to od sytuacji i punktu widzenia. Nie dostrzegam wielu różnic w postrzeganiu świata.

– Poleciałaś do Barcelony, kiedy na ulicach nie było zbyt bezpiecznie. Liczne strajki i protesty w sprawie uznania niepodległości Katalonii.

– Nie czułam się zagrożona. Uczestniczyłam w wielu manifestacjach, robiąc zdjęcia. Szukałam wiedzy, aby orientować się w sytuacji. Jestem też skłonna wysnuć wniosek, że to, co podawały media, nie do końca było prawdą.

– Hiszpańskie media nie są godne zaufania?

– Kryzys dziennikarstwa, jak wszędzie. To, co podoba mi się w tutejszym, to znacznie więcej praktycznych zadań. Studiuję tę specjalizację i nieśmiało powiem, że dostrzegam tu więcej szans na rozwój, niż w Polsce. Wiele zajęć prowadzi grono branżowców, którzy do dziennikarstwa podchodzą praktyczniej.

– Niedługo wracasz do Polski. Jaki masz plan?

– Mam wielki mętlik w głowie. Lubię mieszkać w Poznaniu, mam do czego tutaj wrócić. Druga część mnie chce zostać w Hiszpanii i tam kontynuować naukę. Szczerze mówiąc, przemknęła już myśl o magisterce w Barcelonie.

– Wielu boi się podjąć ryzyko i wyjechać na Erasmusa.

– Nie warto się go bać! To wspaniałe doświadczenie. A jeśli ktoś uważa, że taki wyjazd to wariactwo, przypomnę mu słowa Szalonego Kapelusznika z Alicji w Krainie Czarów – „tylko wariaci są coś warci!”

Rozmawiał: Michał Więckowski

Fot. Michał Prokop

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*