Królowa jest tylko jedna

Film "Królowa Łeby" pokazuje miejsca, które pamiętam sprzed 20, 40 lat i przyznam, że ani mi smutno, ani tęskno za wczasami nad polskim morzem.

Młynarski śpiewał; „Dla sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego od przystojnego pana Waldka, pucio, pucio” . Nie sposób nie porównać klimatu! Dokument współczesny, a czas nad Bałtykiem się zatrzymał. Film pokazuje miejsca, które pamiętam sprzed 20, 40 lat i przyznam, że ani mi smutno, ani tęskno za wczasami nad polskim morzem.

Oczywiście, w tym przypadku klimat nie jest zarzutem, wręcz przeciwnie, wszak idealnie uchwycony! Bez koloryzowania, statystów i wynajętych aut. Alkoholizm, przekleństwa, kryminał. Karuzele, gofry, cymbergaje. Życie. Wakajki nad Bałtykiem. A w środku tej prawdziwości, autentyczna Miecia „Królowa Łeby” i jej smażalnia – buda, obsługująca klientów nieprzerwanie od 40 lat.

Życie z Miecią nie jest usłane różami, lubi dowodzić, jest pracowita i wymagająca. Wierzę, że dziś jej trudno o załogę, która podoła wymaganiom. Reżyserka, mimo że idzie w stronę wystawienia Mieci laurki, jednocześnie zostawia przestrzeń do własnych wniosków. Miecia, jak każdy z nas, nie jest idealna i wprawny widz to dostrzeże. Aby tak kogoś przedstawić, myślę, że trzeba mieć w sobie dużą dojrzałość, również umiejętność obserwowania i otwartość na ludzi.

„Ja wiecznie żyła nie będę” powtarza, i ja ją rozumiem, gdyż trudno dotrzymać Mieci tempa. Sama nauczyła się biznesu, sama go dogląda, jest na miejscu od świtu do zmierzchu. Aż przychodzi dzień będący punktem kulminacyjnym reportażu. Miecia musi odpuścić, przystopować, zadbać o zdrowie. Zdrowie, dodam, mocno nadwerężone. 40 lat stania przy wędzarni, w połączeniu z odpalaniem papierosa od papierosa, sieją spustoszenie w organizmie.

W sanatorium okazuje się, że Miecia ma problem z relaksem, nie bardzo wie, co to odpoczynek, a gimnastykę miała ostatnio zapewne w podstawówce. Widać, że czas spędzony z dala od wędzarni to dla niej prawdziwa męka. Widzimy na ekranie, ile go poświęca na telefonowanie i rozdysponowywanie obowiązków na odległość.

„Zastanawiam się czy warto żyć dalej, czy nie miałabym spokojniej w innym życiu”.

Reportaż o napracowanej, jak potocznie się mówi, narobionej kobiecie. Takiej, co życie nie oszczędzało, ale ciężką pracą przełamała zły los. Choć czy Miecia jest szczęśliwa? W trakcie filmu nasuwa się mnóstwo pytań. Czy los faktycznie jest dla niej hojny? Czy życie ją nagradza? Mimo że podczas seansu sporo się śmiałam, z kina wychodziłam smutna i przybita.

W filmie, mamy też bohaterkę drugiego planu. Nie sposób snuć historii Mieci bez opowieści o Łebie. Tę nadmorską mieścinę każdego sezonu odwiedza 80 000 osób.

Przaśne, polskie, ale wzruszające. Czego mi w filmie brakowało, to jak życie Mieci wygląda poza sezonem, jak organizuje sobie czas. To dość ciekawe w kontekście całości, choćby „przymusowego” pobytu w sanatorium, ale rozumiem, że zamysł był inny.

Młodziutka Iga Lis pokazała, że nie bierze jeńców i ambitnie pracuje na własną markę. Dokument doceniła publiczność 65. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, podczas którego reportaż został nagrodzony owacjami na stojąco. Reżyserce wypada pogratulować debiutu i cierpliwie czekać na kolejne widokówki z Polski!

Od redakcji: więcej nie tylko o filmach, książkach, ale także o sztuce, wystawach, różnych wydarzeniach i… kulinariach, na koncie Autorki: https://www.instagram.com/nataliicodziennosc/?hl=pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*