2017 rok już za chwilę przejdzie do historii. Przy tej okazji dużo mówi się o imprezowaniu i hucznym świętowaniu (z fajerwerkami włącznie). Skoro można zrezygnować ze sztucznych ogni, nieważne z jakich pobudek, to czy można także świadomie zrezygnować z hucznego świętowania, bez zdziwionych spojrzeń i poczucia społecznego wykluczenia? Myślę, że jak najbardziej i nie powinniśmy się tego wstydzić.
Być może lata robią swoje, ale z biegiem czasu Sylwester przestał mi się kojarzyć z okazją do zabawy. Być może mam przesyt osób uśmiechających się, błyszczących co roku odbitym światłem wieczorowymi kreacjami. Być może fajerwerki oglądane po raz któryś z rzędu przestają tak samo zachwycać. Być może czuję się wymęczona tradycyjnym „świętowaniem” Bożego Narodzenia? Nie wiem, ale z biegiem lat coraz mocniej stoję przy stanowisku, że nie da się mieć ochoty na imprezę „na zawołanie”; czasami znacznie lepiej, choć może się to wiązać z paroma zdziwionymi spojrzeniami, spędzić go tak… zwyczajnie, a na imprezę iść przy bardziej sprzyjającej okazji.
W dzikim pędzie życia okazji do zatrzymania się jest tak niewiele, że warto docenić te, które przychodzą. Tegoroczny Sylwester wypada akurat w niedzielę i znakomicie komponuje się w trzy wolne dni pod rząd. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś świętuje ostatni dzień grudnia, wszystkim życzę szczęśliwego Nowego Roku 2018. Bo o niego przecież chodzi…
Fot. Weronika Miksza
Dodaj komentarz