
Wokół książki „Zwierzę”, fragment rozmowy z Leszkiem Nordem i Anitą Horowską, autorką oprawy graficznej.
Szymon Kantorski – Rozpocznę od dwóch wierszy, dwóch różnych opowieści, to mi bardzo utkwiło w głowie. Tytułowe „Zwierzę”, empatyczne, umrze za ciebie, jak napisałeś. Natomiast w drugim, zawartym w książce, , „Zwierzęta”, piszesz o ludzkim zezwierzęceniu. Możemy, cytując, „przeżyć tylko jako zwierzęta”
Leszek Nord – Na ogół nie mamy styczności ze zwierzętami zupełnie dzikimi. Zdarzyło mi się, gdzieś na odludziach Spitsbergenu, zobaczyć niedźwiedzia. Zupełnie nie oswojonego z ludźmi. Zachowywał się, jakby był pozbawiony agresji. To było dla mnie zaskakujące, kierowała nim ciekawość. To ważne, niekoniecznie musimy w nim widzieć zagrażającą bestię. Ale istotę. Trochę podobną do nas. Kiedy indziej niedźwiedź wszedł mi na taras, gdy gotowałem. Mógł mnie wyciągnąć łapą. Jest bardzo silny. Ale znów, mało było w nim bestii. Ludzie są gorsi. Podziwiam Anitę, która ma odwagę spać tam w namiocie. Może zna naturę dzikich zwierząt. Ile razy je spotkałaś?
Anita Horowska – Byłam na Svalbardzie około trzydzieści razy. Jeżdżę tam od dziesięciu lat. Ale niedźwiedzia widziałam dopiero w tym roku, ze statku. To niesamowite przeżycie, byłam wzruszona, troszkę takie dotknięcie absolutu. Tak, idąc przez te białe krainy, mam świadomość zagrożenia. I to zagrożenie w pewnym momencie się już oswaja. Co nie do końca jest dobre.
Sz.K. – Niedawno gościliśmy Darka Sośnickiego. Jego zapowiadana nowa książka także traktuje o zwierzętach. Skąd to nasze nagłe zainteresowanie wchodzeniem w ich świat? Próba zrozumienia? Ludzie, nie rozumiejąc samych siebie, innych, pomyśleli, że ze zwierzętami pójdzie im łatwiej?
L.N. – Jest olbrzymie nagromadzenie okrucieństwa, jakie widzimy, ten przysłowiowy „człowiek człowiekowi wilkiem”. Osobiście, myślę, że lepiej być wilkiem, niż człowiekiem. Choćby obrazy wojny, które są w mojej książce. Palestyna, Ukraina. Nie radzimy sobie z tym. Ale z drugiej strony pamiętam historie gdzieś na Ukrainie, ludzie dokarmiali porzucone psy, które zbiegały z rumowisk.
Sz.K. – Opisujesz swoje emocje związane z tą wojną. To bardzo charakterystyczne, wybrzmiewają w wielu książkach poetyckich. Nasze pozorne oddalenie, choć wojna jest tuż za granicą. Skąd ta dojmująca niemożność, bezsilność?
L.N. – To trudny temat dla mnie. Wolałbym chyba opowiedzieć to wierszem. To, o czym mówiłeś, o niemożności zrobienia czegokolwiek, żeby zło się nie działo. Cokolwiek zrobisz, to jest to za mało. Żeby kogoś uratować.
Sz.K. – Piszesz o próbach ratowania. O wyciągnięciu ręki. Jako człowiek, jako poeta. Książka jest dedykowana twojemu przyjacielowi. Pojawia się wątek samobójstwa.
L.N. – Mój przyjaciel Jurek, z którym byłem umówiony, by pojechać razem na Spitsbergen. Myślałem, że tam wyczyści emocje i stanie na nogi. W pewnym momencie oddał mi bilet. Potem rzucił się pod pociąg. Ta trauma ciągnęła się za mną. Zrozumiałem też, dlaczego żałoba trwa rok. U mnie to tyle trwało. To też sprawiło, iż zainteresowałem się tematem samobójstw. Nie wiem, czy to powszechna wiedza, w Polsce dziennie osiemnaście osób je popełnia. Są rejony na świecie mocno na to narażone. Na Grenlandii w mieście Tasiilaq czterdzieści procent młodych ludzi przeszło próbę samobójczą.
Sz.K. – Z czego to wynika? Co jest tego przyczyną?
L.N. – Głównie, zniszczenie ich kultury. Na Grenlandii pięćdziesiąt procent młodzieży nie pracuje. Widziałem, jak to działa. Zasiłki przychodzą raz w tygodniu z Danii. Idą do bankomatu, biorą pieniądze, upijają się. Wektorów cierpienia ludzi, którzy decydują się na samobójstwo jest tak dużo, że nie ma jednego tylko wytłumaczenia. Trudno jest komuś pomóc. Spotkałem się kilkanaście razy z tym, że człowiek dawał wyraźne znaki, że chce się zabić. Nie potrafiłem zareagować. Doszedłem do wniosku, że takiemu komuś może pomóc tylko specjalista. To musi być długotrwałe. Bo jeśli on dziś tego nie zrobi, po rozmowie z tobą, to zrobi za kilka dni.
Sz.K. – Czy pisząc o tym, mówiąc, robiąc z tego ważny temat w książce, czy to próba pomocy?
L.N. – Receptą jest myślę budowanie w sobie wrażliwości. Poezja jest jednym ze środków. Zakres wrażliwości się zwiększa. Potrafimy dostrzec więcej, niż zwykle. Niż inni. Toczy się w materii słowa, a ci którzy mają problem, czasem komunikują to nie wprost. Czytelnik, twórca poezji, ma większy zakres słyszalności. Wyczulenia. Zakres wrażliwości.
Sz.K. – To o czym mówisz wybrzmiewa też w innych Twoich książkach.
L.N. – Mój debiut, „Rozbitek”, opowiada o tym, że znalazłem się daleko na Północy, poza domem. Jak Robinson Crusoe, na jakiejś wyspie. Ale tak naprawdę opowiada o mojej mamie. To był trochę pretekst, żeby mówić o emocjach związanych z jej śmiercią.
Sz.K. – Czy na Północy czyta się poezję? Jest popularna?
L.N. – Literatura tam ma o wiele większe znaczenie, niż u nas. Ludzie mają więcej czasu. Zdarzyło się, że ktoś przeczytał mój wiersz, po angielsku, nawet nie tłumaczony na norweski. Pani pastor z kościoła na Spitsbergenie powiedziała – „Leszek, my potrzebujemy poetów”. Poczułem, że jest to do czegoś potrzebne.
Sz.K. – Anita, kadry, które użyłaś w książce, fotografie. To niezwykła oprawa. Jesteś jej autorką. Obraz dopowiada słowo i nawzajem. Przenikają się. Choć macie różne wrażliwości.
A.H. – Żeby móc tchnąć życie w to nasze wspólne „Zwierzę”, musieliśmy się spotkać. Na początku, gdy powstał pomysł wspólnej pracy, to był wybuch. Jak to zwykle na początku. Entuzjazm. Jestem dość niecierpliwą osobą, czekałam na materiał od Leszka, stąpałam z nogi na nogę. Kiedy już go dostałam, powstała okładka, potem była długa przerwa. Leszek wykazał się dużą dozą cierpliwości. To trwało rok.
W końcu, doszło do spotkania na Svalbardzie. To była zima, noc polarna, wszystko skurczyło się do tego małego momentu, byliśmy odcięci od innych bodźców. Nocą wszytko jest tam skoncentrowane na relacjach międzyludzkich. I w przysłowiowych siedem dni stworzenia powstał pomysł całości. Na początku miały to być zdjęcia dedykowane do wierszy. Ale czułam, że to nie sposób. Choć mamy takie marzenie, aby kiedyś wspólnie pisać i fotografować.
L.N. – Dziś nawet trudno mi powiedzieć, co było pierwsze – zdjęcia, czy tekst. Ale teraz już się przeniknęły.
A.H. – Generalnie się zgadzaliśmy. A propos współpracy. Ale było kilka momentów, że Leszek twardo mówił „nie”. Ale nikt nie zginął. To zwierzę krąży wokół nas.
L.N. – Ważne jest też to, co usłyszałem od Anity, że – kiedy czyta teksty – tworzą się w niej obrazy.
Sz.K. – Ludzie przywożą na Północ bagaż rzeczy złych i dobrych. Czy te warunki, ta surowość, potęgują to w nich? Bardziej dobro, czy zło?
L.N. – Ludzie z natury są lepsi, niż gorsi. Tam, na Północy, łatwiej im być lepszymi. Przez długi czas nie było na Svalbardzie problemu z kradzieżami. Nikt nie zamykał drzwi. Auta stały z włączonymi silnikami.
A.H. – Była kiedyś próba obrabowania banku. Choć nie ma tam, gdzie uciec. To chyba jakaś ciut polityczna sprawa.
L.N. – To był to Rosjanin, który chciał koniecznie znaleźć się w norweskim więzieniu. Żeby nie wracać.
A.H. – Ludzie są tam jacy są. Prawdziwi. Nie myślę o mieście, jedynym zresztą tam. Poza nim. Północ weryfikuje mocno. Ludzie są tam, jak na dłoni. To dla mnie bardzo cenne.
Sz.K. – Leszek, pojawiły się głosy krytyków, że próbujesz w wierszach budować własny dekalog. Na przykład zwierzęta, które nie niszczą świata w którym żyją, człowiek to robi. Tematy trudne, samobójstwa, niszczenie przyrody, wojna w oddali. To próba budowania wrażliwości. I samego człowieka.
L.N. – Jacek Sojan pisał o tym, czym jest Bóg w moich wierszach. Jest tęsknotą za absolutem. Znajduję możliwość obcowania z nim w naturze. Ciągle znajduję nowe ścieżki. Kiedyś przeczytałem na Grenlandii wywiad z panią pastor, która jest tam biskupem. Zadano jej pytanie o to, kim by była, gdyby nie była chrześcijanką. Odpowiedziała bez zawahania, że szamanką. Szamanizm jest, według mnie, kwintesencją łączności człowieka z naturą.
Sz.K. – Czujesz niedosyt opisu świata słowami? Widząc to, co jest na Północy.
L.N. – To są oddzielne rzeczy. Północ można opisać muzyką, obrazem, słowami. Ale słowo jest na początku. Znane to, prawda? Wpadające słowo tworzy obraz, opisuję go, idę za nim. Nie wiesz właściwie, co chciałeś napisać, a to co powstało jest inne, niż to, gdy zacząłeś pisać. Kiedyś byłem zafascynowany teorią szkatułek. Otwieranych po kolei rzeczy. Poezja podąża za językiem, który się rozwija. Ten, którym się posługujemy, nie potrafi wszystkiego opisać. Poezja jest wytrychem, aby nazwać to, na co nie ma jeszcze określenia.
Rozmawiał: Szymon Kantorski



Fot. Maciej Krajewski
Spotkanie poświęcone książce odbyło się w grudniu 2024 w Atelier Stowarzyszenia Łazęga Poznańska.
Dodaj komentarz