Można powiedzieć o niej – będzie to nader trafne – postapokaliptyczny i queerowy romans drogi. Tak, słyszę, jak to brzmi. A jeszcze lepiej się to czyta!
Dookoła świat się wali, supergrupa wybiła znaczną część populacji. Wielu pozostałych przy życiu ludzi zarzuciło moralność, sympatię. Uwstecznili się, do władz doszły skrajne, potworne jednostki. Część osad ocalałych jest podła, straszna, cechują je dyktatura, wrogość, dominacja i eliminowanie inności. Tak, to dystopia. I to niesamowicie dobrze napisana. A przy tym jest to debiut. Takie wejście na rynek, to jest osiągnięcie.
Autor pisze skrupulatnie, z rozmysłem. Konsekwencje zarazy, będącej jednocześnie apokalipsą ludzkości, wybrzmiewają tu mocno, dosadnie. Erik J. Brown zręcznie uruchamia przełączniki wyobraźni. Robotę robi tu narracja, wciąż – takie odnoszę wrażenie – niszowy i lubiany przeze mnie typ: pierwszoosobowa z rzutami na obie główne postaci. Chociażby fanom twórczości Adama Silvery powinno się to bardzo spodobać.
Akcję przeżywamy zarówno z perspektywy Andrew, jak i Jamisona. A są to świetnie napisane postaci, z osobistymi historiami, stratami. Różnią się od siebie, jednocześnie są sobie motywacją. Ostoją. Poznając ich, patrzymy również, jak poznają siebie nawzajem. Widzimy, co i jak myślą o świecie, o sobie, co czują i jak to wszystko się zmienia. Uczucie między nimi kiełkuje i dojrzewa na naszych oczach. To bardzo absorbujący i emocjonujący proces.
Co warto podkreślić, w tym, spustoszonym wirusem, świecie Brown potrafi być lekki, humorystyczny. Ba, jest w tym świetny! Podkreśla znaczenie nadziei, wsparcia i towarzystwa. A kiedy uderza w poważniejsze tony, sytuacje skrajnego zagrożenia, robi to tak, że nie sposób mu nie uwierzyć. I to się nazywa jazda po emocjach.
Książka Erika J. Browna jest jedną z tych, które dosłownie się pochłania. Z wielką zachłannością i apetytem. A jednocześnie z rozmysłem się jej lekturę spowalnia, bo zwyczajnie nie chce się jej kończyć. Mimo że postapokaliptyczne realia tej historii nie są utopijnymi, to pragnie się w nich przebywać jak najdłużej. Z Andrew i z Jamiem. Mimo wszystko, i za to wszystko, co zaserwował nam debiutujący pisarz. „To, co zostało po końcu świata” wyróżni się na waszych półkach. I na długo pozostanie w pamięci, podsycając chęci do jej ponownego przeczytania.
Fot. Marcin Klonowski
Dodaj komentarz