W kinach od 3 stycznia drugi film Macieja Kawulskiego pt. „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”. Wydaje się produktem idealnie zaprogramowanym pod masową widownię. Widowiskowo zrealizowany, nikt na siłę nie stara się dokleić łatki kina z ambicjami.
To ballada gangsterska okraszona sporą ilością humoru, opowiadana z perspektywy człowieka, który na przełomie XX i XXI wieku stworzył i kierował własną grupą przestępczą w Polsce. To pełna zwrotów akcji historia o dochodzeniu do władzy i wielkich pieniędzy w świecie, gdzie charakter i siła znaczą nie mniej niż lojalność i przyjaźń.
Twórcy na każdym kroku podkreślają, że jest to prawdziwa opowieść prawdziwego gangstera, którego imienia nie poznajemy do końca filmu. Bohater zaczął łobuzować jako dzieciak w latach 70. Dość szybko odkrył, że gangsterka daje duże możliwości zarobku i – co liczyło się dla niego przede wszystkim – daje kopa adrenaliny. Obserwujemy jego działalność zarówno jeszcze w PRL, potem w latach 90., gdy rządziły Pruszków i Wołomin, a także w XXI wieku.
Jak powiedział reżyser w kulisach produkcji: Na prośbę bohatera, z szacunku do zmarłych i dla bezpieczeństwa tych, którzy ciągle żyją, pewne wątki zostały w sposób subtelny, nieznaczący dla treści, zmienione. Ten film opowiada o życiu prawdziwego z krwi i kości człowieka, osadzonego w strukturach i wątkach, które miały miejsce w świecie, który wszyscy jeszcze pamiętamy. Pomimo tego, że film opowiada o czterdziestu latach życia człowieka, to tak naprawdę jego większość dzieje się w latach 90. i we współczesności. To jest film o szalonych czasach, które wszyscy pamiętamy, ale dotychczas, do momentu powstania „Jak zostałem gangsterem”, patrzyliśmy na nie zupełnie inaczej.
Aktorzy. W rolę anonimowego Bohatera wciela się Marcin Kowalczyk, znany z „Jesteś Bogiem”. Przekonuje jako uliczny furiat, intryguje jako gangster z głową na karku, potrafi nawet uwieść jako bad boy w polskim wydaniu. Nie można nie wspomnieć o Tomaszu Włosoku, który gra prawą rękę głównego bohatera i jego najlepszego przyjaciela jednocześnie. Rolą Waldena kradnie show w niemal każdej scenie. Potrafi kapitalnie reagować na dynamiczną metamorfozę swojej postaci, a jednocześnie trzyma swoją kreację w ryzach, choć kilka razy balansuje na granicy karykatury. W filmie widzimy także debiutantki na wielkim ekranie: Natalię Szroeder i Natalię Siwiec. Żadnej z nich scenarzyści nie dają pola do popisu. Co więcej, odniosłam wrażenie, że jedynym zadaniem Siwiec jest ładnie wyglądać. Poza tym, w epizodycznych rolach występują: Jan Frycz, Adam Woronowicz, Józef Pawłowski, Adam Bobik czy Janusza Chabior.
Być jak klasyk. Fani filmów gangsterskich, „Ojca Chrzestnego” Francisa Forda Coppoli czy „Chłopców z ferajny” Martina Scorsese, zapewne nieraz rozpoznali sceny inspirowane kadrami właśnie z tych produkcji. Czerpanie z klasycznych wzorców, z jednej strony pokazuje wielką ambicję reżysera, co całkiem przyjemnym może czynić odbiór. Z drugiej strony niesie zagrożenie zrobienia taniej podróbki. Niestety Kawulskiemu, pomimo szczerych chęci, wyszła nieudana próba doścignięcia mistrzów.
Co więcej, w filmie roi się od fabularnych dziur, uproszczeń lub uogólnień, które mogą wynikać przede wszystkim ze zbyt długiego metrażu (ponad 140 min). Jednak w finalnym efekcie całość jawi się na tyle dobrze przemyślana, że kryzysowe momenty raczej nie zacierają istoty. Wielkim plusem jest intrygująca swoboda narracji. Istotne pozostają kostiumy i scenografia, które dopełniają fabułę. Mamy okazję przejrzeć modę z ostatnich czterdziestu lat. Odpowiedni klimat tworzą m. in. kreszowe dresy, fryzury na czeskiego piłkarza, skóry, auta.
Soundtrack. Twórcy podkreślali przed premierą, że film przynajmniej pod jednym względem nie ma sobie równych w polskim kinie – budżetu przeznaczonego na ścieżkę dźwiękową. I rzeczywiście robi ona wrażenie, chociaż dla niektórych dobór gatunków może być chaotyczny. Usłyszeliśmy mnóstwo polskich piosenek (m. in. Dżem, Breakout, Nalepa, Mr Zoob, Muniek Staszczyk), a także sporo utworów zagranicznych (np.„Forever Young” Alphaville, ogromne wrażenie robi efektowne wykorzystanie niemal w całości dziesięciominutowego „Child in Time” Deep Purple).
Podążając za słowami reżysera, to film dla wszystkich, którzy chcą cofnąć się w czasie, do Polski z lat transformacji i zobaczyć, jak ten amerykański sen o byciu gangsterem, o władzy i wielkich pieniądzach wyglądał tutaj.
Dodaj komentarz