Wydawało się, że nie ma lepszej okazji na przynajmniej chwilowe pojednanie Polaków, niż wspólne świętowanie 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez nasz kraj. Niestety, i tym razem polityczne uprzedzenia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.
Jarosław Kaczyński jakiś czas temu deklarował, że chętnie pójdzie w marszu z Donaldem Tuskiem. Taka okazja już się nie nadarzy. Z roku na rok ewidentnie rośnie polaryzacja naszego społeczeństwa. 11 listopada raczej nikt nie zakopie topora wojennego. Hanna Gronkiewicz-Waltz odwołała Marsz Niepodległości w obawie przed faszyzmem, który manifestanci mieliby gloryfikować. To duży błąd. Ta zaskakująca decyzja stała się zarzewiem konfliktu, który zaintrygował opinię publiczną.
Środowiska radykalnie nacjonalistyczne, które pałają nienawiścią do ludzi o odmiennym kolorze skóry czy orientacji seksualnej, powinny być marginalizowane. To fakt chyba dość oczywisty. Jednak od czego jest policja? Przecież to właśnie ona ma zapewniać porządek na polskich ulicach. To ona powinna przeciwdziałać propagowaniu szowinizmu, nienawiści, nie pozwalając ekstremistom na maszerowanie z transparentami, które służą obrażaniu innych ludzi.
Nie można generalizować, nawet wtedy, kiedy się kogoś nie lubi. Sam nie jestem entuzjastą narodowców, nie podoba mi się zwłaszcza radykalna postawa członków ONR. Jednak dostrzegam różnicę między nimi a np. kibicami Lecha Poznań, którzy od wielu lat organizują liczne wydarzenia związane z upamiętnieniem bohaterów Powstania Wielkopolskiego.
H. Gronkiewicz-Waltz zrobiła krzywdę zwykłym ludziom, odwołując Marsz Niepodległości. Jego organizatorzy wygrali jednak sprawę przed Sądem Okręgowym w Warszawie, który uchylił wydany przez nią zakaz. Marsz się odbędzie. Tego samego dnia inną trasą pójdzie marsz, Biało-Czerwony, na który zapraszają prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Politycy PiS zadeklarowali udział w nim, w przeciwieństwie do polityków opozycji.
Dodaj komentarz