Puchar Króla, mistrzostwo Hiszpanii, tryumf w Lidze Mistrzów – to wszystko, co chciała zdobyć i zdobyła w mijającym sezonie barcelońska nawałnica. Po krwiożerczym boju z Chelsea, kolejny przeciwnik musiał oddać cesarzowi, co cesarskie. Anglicy podtrzymali niechlubną tradycję rozgrywek Ligi Mistrzów, dotyczącą niezdolności obronienia tego trofeum.
Jak do tej pory, nie udało się to nikomu. W końcu ktoś musi zdjąć tę klątwę. Uważam, że taki właśnie powinien być cel Dumy Katalonii na najbliższy sezon. I stanie się to realne, jeśli Guardiola nie popełni błędu Rijkarda, który po paryskiej wygranej z Arsenalem (w finale LM w 2006 roku), nie potrafił tak motywować zespołu, aby powtórzyć walkę o przejście do historii.
Mimo że na papierze Barca miała skład, o jakim można było tylko pomarzyć, to dopiero Guardiola, swoisty trenerski żółtodziób, uporządkował drużynę i wydobył, z jakże sławnych piłkarzy, sportową złość i wiarę w swoje możliwości. Dzięki temu walczyli oni w Rzymie niczym Hunowie, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że w Wiecznym Mieście byli mocniejsi.
Dodaj komentarz