Mecz z Argentyną rozpoczął kolejny etap przygotowań naszej drużyny narodowej do Euro 2012. Albicelestes przyjechali do Warszawy prosto z Abudży, gdzie przegrali z Nigerią 1:4. Trener Sergio Batista nie powołał do reprezentacji największych gwiazd, jednak należało się spodziewać, że Argentyńczycy potraktują mecz poważnie i będą chcieli zmazać plamę po ostatnim fatalnym występie.
W naszej kadrze przed spotkaniem atmosfera była, delikatnie mówiąc, nie najlepsza. Media cały czas krytykują piłkarzy i trenera za słabą postawę. Przygotowań z pewnością nie ułatwiały spekulacje o możliwym zwolnieniu Franciszka Smudy, jeśli biało-czerwoni zanotują słabe występy w najbliższych dwóch spotkaniach.
Kiepska gra, wczesna godzina meczu, a przede wszystkim drogie ceny biletów, to główne powody tego, że stadion przy Łazienkowskiej zapełnił się jedynie w połowie. Pierwszą akcję godną odnotowania stworzyli Polacy. Adrian Mierzejewski uderzał z rzutu wolnego, jednak wprost w ręce Adriana Gabbariniego. Piłkarze z Argentyny najlepszą okazję do zdobycia gola mieli w 21 minucie. Jonathan Cristaldo podawał w pole karne do Marco Rubena, który w sytuacji oko w oko z Wojciechem Szczęsnym, nie potrafił umieścić piłki w bramce.
W 25 minucie Adrian Mierzejewski uradował polskich kibiców. Piłkarz Polonii Warszawa otrzymał prostopadłe podanie od Roberta Lewandowskiego, fatalnie pomylił się stoper, Federico Fazio i było 1:0. Chwilę później mógł być remis, ale piłkę, podciętą przez Cristiana Ansladiego, z linii bramkowej wybił Rafał Murawski. W końcówce pierwszej połowy powinno być 2:0, ale Kamil Grosicki zamiast zdobyć gola, zwlekał ze strzałem i piłkę wybił obrońca.
Na drugą połowę Polacy wyszli mało skoncentrowani, czego efektem był gol wyrównujący Marco Rubena. Snajper Villarreal znakomicie obrócił się w polu karnym i pokonał Wojciecha Szczęsnego. Od tego momentu Argentyńczycy przejęli inicjatywę, jednak nasza reprezentacja wreszcie mogła grać to, co najlepiej jej wychodzi – kontratak. Po jednym z nich, w 63 minucie, przed doskonałą okazją znów stanął Mierzejewski, jednak jego strzał był zbyt słaby. Cztery minuty później polscy kibice mogli unieść ręce w geście triumfu. Wprowadzony z ławki rezerwowych Paweł Brożek, po zagraniu Kuby Błaszczykowskiego, przerzucił piłkę nad argentyńskim bramkarzem i Polacy ponownie byli na prowadzeniu.
Rezultat nie uległ już zmianie i mogliśmy cieszyć się ze zwycięstwa 2:1. Momentami nasza gra wyglądała obiecująco. Stworzyliśmy kilka naprawdę dobrych i składnych akcji, co pozwala z optymizmem spoglądać na czwartkowy mecz z Francją.
Dodaj komentarz