Marzą o pracy…

…w gazecie, radio, agencji reklamowej. Chcą dostać taką szansę, zweryfikować marzenia. Czy im się uda?

Najpierw jest marzenie, potem cel i nadzieja. Idąc na studia wierzysz, że to pomoże ci w samorealizacji. Przeglądasz gazety, Internet, słupy ogłoszeniowe, wsłuchujesz się w rozmowy znajomych z myślą, że może ktoś zaproponuje tobie pracę, masz wizję kariery. Wysyłasz CV, list motywacyjny i czekasz.

Pełen wymiar, 900 złotych

– Pierwszą i, jak na razie, jedyną pracę zdobyłam po jednej rozmowie kwalifikacyjnej. W związku z tym, że była to praca na pół etatu potraktowałam ją jako tymczasową – mówi Daria, studentka drugiego roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. – Na początku, kiedy okazało się, jak skomplikowana jest ta branża, nie chciałam rezygnować, ponieważ sporo czasu i wysiłku włożyłam w szkolenie i naukę. Nadal jednak szukałam nowej pracy, która pozwoliłaby mi na większą niezależność finansową – dodaje.

Daria, jako młoda osoba, zaczęła od portali internetowych z setkami ofert pracy. Mimo że spełnia oczekiwania potencjalnych pracodawców (młoda, dyspozycyjna, ambitna), telefon milczał długi czas. – Po dłuższym czasie zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Przygotowałam się do niej bardzo rzetelnie, znałam ofertę firmy, a nawet jej historię. Wiedziałam, że prowadzi ją trzech mężczyzn, którzy zaczynali robić interesy w bardzo młodym wieku. Pieniądze i ich życiowe priorytety zauważyłam już na parkingu: najnowszy Mercedes, sportowe Audi i błyszczące BMW – mówi Daria. – Rozmowa z wcześniej umówionymi kandydatkami odbywała się za szklaną ścianą. Stwierdziłam, że nie mają ze mną żadnych szans, tym bardziej że ich stres był widoczny gołym okiem.

Nadeszła moja kolej. Dwóch szefów prowadzących rozmowę zadawało więcej pytań dotyczących portali społecznościowych i stron internetowych, niż doświadczenia i priorytetów w pracy. Jeden z nich cały czas miał przed sobą laptop, co nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia i, niestety, odczułam brak szacunku do mojej osoby. Kiedy doszło do rozmowy o finansach, powiedziałam, jaka pensja mnie satysfakcjonuje, choć jestem otwarta na propozycje. Chciałam zostawić sobie alternatywę. Na koniec rozmowy okazało się, że panowie prezesi są w stanie zaproponować dziewięćset złotych za pracę w pełnym wymiarze godzin. Tą propozycją zostali skreśleni u Darii.

Nic nie jest na nic

Alicja – jest jak Daria, studentką drugiego roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Szuka szczęścia na rynku pracy od czasu, gdy zdała maturę. – Szukałam długo, wysyłałam CV do wielu firm, które ani razu nie zadzwoniły. Jedyną instytucją, która ostatecznie chciała mnie przyjąć był Sąd Rejonowy. Dostałam telefon z Wydziału Karnego w sprawie stażu. Miał on trwać pięć miesięcy, jednak zadowoleni z mojej pracy przełożeni zawnioskowali o jego przedłużenie. Kolejne pięć miesięcy pracowałam i coraz bardziej mi się ta praca podobała. Dodatkowo zapewniano mnie, że znajdzie się etat i będę mogła zostać. Niestety, po dziesięciu miesiącach żadnego wolnego miejsca nie było.

Alicja aktualnie pracuje jako opiekunka, jest zmęczona i ma dosyć mycia smoczków. – Urząd Pracy nie ma dla mnie, osoby bezrobotnej, żadnych propozycji. Nie sprawdziła się teza, że osoby, które odbyły staż w tutejszym sądzie o wiele łatwiej znajdują pracę, a pracodawcy czekają na nich z otwartymi rękoma.

– Pracuję pięć dni w tygodniu w domu, przed komputerem jako analityk prasy. Nie znam osoby, która nie powiedziałaby „Ale super masz robotę!”. Owszem, zarabiam, mogę opłacić sobie studia, dodatkowe lekcje dwóch języków obcych, ale na nic więcej moja pensja mi nie pozwala – opowiada Marta, studentka dziennikarstwa. – Wiem, że nic nie jest na nic i kiedyś dostanę swoją szansę. Chciałabym w pracy czuć się potrzebna, lubiana i mieć autorytet wśród innych. Marzę też o tym, by zarażać innych tym, co mnie interesuje: dziennikarstwem, socjologią i językami obcymi. By zrealizować swoje cele, muszę jednak uzbroić się w dużą cierpliwość.

Staż? Bezpłatny!

Marta chciała odbyć staż lub praktykę. Nie ma jednak takiej możliwości, ponieważ Urzędy Pracy nie mają już pieniędzy na ten rok dla takich osób. – Mimo tego uważam, że trzeba czekać na swoją szansę i jeśli stoję w miejscu, niezadowolona ze swojej pracy, będę tupać nogą i szukać innych rozwiązań. Tak też kilka miesięcy temu znalazłam się na rozmowie w sprawie praktyk w dziale marketingu. Spotkanie doszło do skutku, ponieważ moja znajoma jest też dobrą znajomą właściciela firmy. Bardzo się denerwowałam, jednak odpowiadałam poprawnie na pytania tematyczne o Internecie i public relations. Wyszłam ze spotkania zadowolona, choć zniesmaczona kwotą pensji – sześćset złotych, za pełen wymiar godzin pracy, dojazd godzinny w jedną stronę do firmy i moją głowę pełną pomysłów. Telefon nie zadzwonił z pozytywna odpowiedzią. W ogóle nie zadzwonił.

Marta wysłała już dziesiątki CV, była jeszcze tylko na jednej rozmowie kwalifikacyjnej. – Ogłoszenie dotyczyło stażu w dziale personalnym. Pojechałam na rozmowę. Pani, z którą rozmawiałam oświadczyła mi, że staż jest bezpłatny. Uznałam to za żart i stratę czasu. Za coś muszę opłacić studia, to mój priorytet. Na tę propozycję też nie przystałam. Byłam zła, że zmarnowałam cały dzień na to, by dowiedzieć się, że niewiele ma mi się do zaoferowania w zamian za duży wkład pracy.

Każda z tych dziewczyn liczy na to, że wkrótce ich sytuacja się zmieni. Wszystkie zgodnie twierdzą, że nie mają wygórowanych oczekiwań finansowych. Poczucie spełnienia jest tym cudowniejsze, im większy wkład w dany projekt włożymy. Daria, Alicja i Marta marzą o pracy w gazecie, radiu czy w agencji reklamowej. – Nie wiem czy się sprawdzę chociażby w newsroomie jako osoba przygotowująca teksty dla dziennikarzy – mówi Marta – Chcę się przekonać, dostać szansę i zweryfikować swoje marzenia.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*