Wybory na Białorusi już dawno za nami. Kto myślał lub wierzył, że tym razem Aleksander Łukaszenka się opamięta, był w błędzie. Przed wyborami pojawiały się głosy politologów, zachodnich komentatorów, którzy twierdzili, mniej lub bardziej pewnie, że kolejnych wyborów przeprowadzonych wbrew demokratycznym zasadom, Europa i świat nie uznają. A tu niespodzianka.
Kolejny raz ostatni dyktator Europy pokazał, ile jeszcze jest w stanie zrobić. Europa może wierzyć w demokratyczne standardy, może pozwalać sobie na mydlenie oczu. Nie od dziś wiadomo bowiem, że Białoruś kiedyś trzeba przeciągnąć na stronę Zachodu. Bo w tym przypadku wybór nie jest duży – jeśli nie Zachód, to Rosja. Prędzej czy później, a raczej później, zważywszy na to, ile korzyści można z tego wyciągnąć, Łukaszenka będzie musiał opowiedzieć się po którejś ze stron. Ma do wyboru Rosję i Zachód. Od obu można wiele uzyskać. Obie strony jednak wiele też wymagają. Rosja – posłuszeństwa i współpracy. Zachód – wolności i swobód obywatelskich, większej liberalizacji.
Po tych wyborach jest nieco inaczej. W więzieniu zatrzymano większość kontrkandydatów byłego, obecnego i przyszłego prezydenta. Część z nich brutalnie pobito, a zdjęcia i nagrania z tego mogli zobaczyć widzowie w każdym zakątku świata. Pobito również protestujących i wzywających do przestrzegania reguł i zasad prawa w czasie wyborów. Pobitych zatrzymano, nie pozwolono im skontaktować się z bliskimi. Tego zachodnie władze nie mogły nie zauważyć, ani udawać, że nic się nie stało. Nie powinno ich też zmylić to, że Łukaszenka nazwał swoich przeciwników politycznych „łobuzami”. Prezes Jarosław Kaczyński może mówić, że w naszym kraju nie ma demokracji i że obecnego prezydenta wybrano przez nieporozumienie, ale do takich sytuacji jednak nie dochodzi. Mamy porównanie, jak można żyć w kraju, w którym, może nie zawsze, ale przestrzega się wolności słowa i zgromadzeń, a jak w takim, gdzie przypadkowe znalezienie się w pobliżu jakiegoś protestu, to potencjalna możliwość dostania po głowie.
Na razie Łukaszenka gra na nosie zarówno Rosji, jak i Europie Zachodniej. Z obiema stronami się dogaduje, nic nie obiecując. Nawet obecna krytyka jego zachowania nie zmieni sytuacji na lepsze. Białoruś może wiele stracić, jeśli nie będzie współpracować z Zachodem. Ale Zachód może jeszcze więcej.
Dodaj komentarz