Każdego dnia przechodzimy obok kilku tysięcy ludzi prawie ich nie zauważając. Jednak są tacy, którzy zawsze przykuwają uwagę przechodniów, którzy nadają koloru szarej masie ślepo podążającej w tym samym kierunku. To osoby, które chcą być inne, które decydują się na modyfikowanie swojego ciała. W Polsce nadal jest to w pewnym sensie szokujące i niezrozumiałe.
Użyłam sformułowania „w pewnym sensie”, ponieważ w mniejszym lub większym stopniu społeczeństwo jest przyzwyczajone do piercingu oraz tatuaży. Mnie osobiście zainteresował trochę inny sposób przyozdabiania ciała – skaryfikacje. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, umówiłam się ze znajomą, która wykonuje tego typu modyfikacje ciała.
Trafiłam na typowe poznańskie osiedle. Mimo że okolica jest zwykła, drzwi do mieszkania otworzyła mi dziewczyna niezwykła. Od samego progu przywitała mnie szerokim uśmiechem, intensywnymi barwami jej ubrań oraz włosów w kolorze marchewki. Daria jest zdecydowanie jedną z tych osób, które wyróżniają się nawet w najbardziej kolorowym tłumie, jej ciało zdobi kilkanaście kolczyków, kilka tatuaży i skaryfikacji. Mimo tego, jako kobieta nic nie traci.
Naszą rozmowę zaczęłam od podstawowego pytania, czym jest skaryfikacja i skąd pomysł na tego typu ingerencję w ciało. – To po prostu celowo wykonana blizna. Początki tej sztuki sięgają epoki neolitu, często skaryfikacje były częścią rytuałów religijnych oraz oznakami grup etnicznych. W plemionach był to symbol odwagi, dorosłości. Znakowano tak niewolników i przestępców. Jak zatem widać, jej zastosowanie bardzo się zmienia.
Zaczęłam się zastanawiać i pytam, skąd u Darii takie właśnie hobby, chociaż chyba bardziej można by to nazwać stylem życia, albo pomysłem na życie. Bez wahania odpowiada, że to od zawsze w niej „siedziało”. Sama nie tylko posiada tzw. skary, ale również je wykonuje. Oczywiście, osobom, które są pełnoletnie i w pełni przekonane do swojej decyzji oraz nie ulegają wpływom rówieśników. Opowiada równiez o tym, że jej celem nigdy nie była nauka robienia ozdobnych blizn, a jedynie kolczyków. –Pierwszą skaryfikację wykonałam sobie dwa lata temu. Miałam z górki, bo ze względu na kolczykowanie anatomię mam w małym paluszku.
Mimo wszystko jest to jeszcze coś obcego w Polsce i mało osób decyduje sie na tego typu zabiegi. Tym bardziej że jest to nielegalne i zalicza się do samookaleczania.
Jeżeli chodzi o narzędzie, którym się to wykonuje. mnie na myśl przyszedł tylko skalpel, ale Daria szybko wyprowadziła mnie z błędu. – Jest wiele metod wykonywania skaryfikacj: nacinanie, wycinanie (jestem zwolenniczką tej metody), wypalanie (w Polsce jest problem ze sprzętem, za granicą dostępne są Cautery Pen’y, czyli koagulary używane w elektrochirurgii), wypalanie chemikaliami, ścieranie, skaryfikowanie maszynką do tatuażu bez tuszu.
Pod koniec naszego spotkania zdecydowałam się na modyfikację ciała, ,jednak granice mojej odwagi skończyły się na zrobieniu kolczyka w trochę mniej popularnym miejscu, niż uszy czy pępek. Spontanicznie zdecydowałam, że będzie to mostek. Mimo iż wszystko działo się w domowym zaciszu, zostało wykonane profesjonalnie. Na dłoniach jednorazowe rękawiczki, przekłuwane miejsce zostało odpowiednio odkażone i przygotowane do zabiegu, a welfron i kolczyk zostały odpakowane przy mnie, ponieważ cały sprzęt jest jednorazowy i hermetycznie zapakowany. Samo przekłuwanie trwało nie dłużej niż 30 sekund, a ból można porównać do ugryzienia owada. Po wszystkim miejsce zostało przemyte wodą utlenioną, otrzymałam również niezbędne informacje o tym, jak dbać o ranę podczas jej gojenia.
Bezsprzecznie skaryfikacje zawsze były i będą tematem kontrowersyjnym. Upodobania ludzi są różne, jedni zbierają biżuterię, a inni kolekcjonują obrazy na swoich ciałach w postaci tatuaży oraz skaryfikacji i nie uważam, aby takie osoby miały jakiekolwiek problemy natury psychologicznej tylko z tego powodu, że obrały inną drogę wyrażania siebie.
Fot. Julia Jaskuła
Dodaj komentarz