Jedna półka już nie wystarcza na książki jednego z moich ulubionych autorów. Kolejny zbiór tekstów jeszcze raz potwierdza, że J. L. Wiśniewski jest mistrzem krótkiej formy. Czasami wydaje mi się, że pełni jedynie rolę powiernika; kogoś, kto spisuje losy innych osób kładąc akcent na uczucia, niekoniecznie zabarwione związkami chemicznymi. Niekiedy bywają to losy powtórzone, innym razem stanowią zapis fragmentu czyjegoś życia, wyczytywanego pomiędzy wierszami, najczęściej zabarwionego smutkiem, tęsknotą, niespełnieniem i niedokochaniem albo stopniowym okradaniem z miłości i znaczenia („O utracie znaczenia”) oraz tysiącem różnych odcieni przydarzających się tragedii.
Ale są również historie, w których pojawia się szczęście, jak choćby ta o kobiecie, która wyjechała do miejsca, którego nie ma w systemie nawigacyjnym samochodu… Albo ta o mężczyźnie, który prosi o przetłumaczenie wiersza z polskiego, który ofiarowała mu kobieta, która prawdopodobnie może stać się kobietą jego życia. Majstersztykiem, w moim odczuciu, jest opowieść o kłamstwie, której zakończenie sprawia, że odkłada się książkę na pewien czas, by w spokoju przemyśleć treść opowiadania. Natomiast tytułowe opowiadanie z tego zbyt szybko kończącego się zbioru, wydało mi się po prostu wstrząsające, podobnie jak „Pożegnanie”, w którym… No właśnie, to już warto doczytać. Zachęcam do lektury. („TarNowa Kultura”)
Fot. Tomasz Jakubiak
Dodaj komentarz