Mniej więcej rok temu, przeglądając regały jakiejś małej, poznańskiej księgarni natrafiłem na znajomo brzmiący tytuł. W meandrach mojego umysłu tysiące neuronów robiły wszystko, żeby przypomnieć sobie, gdzie i kiedy go poznałem. I nagle… olśnienie!
Przed moimi oczami pojawiły się idylliczne obrazy słonecznych wakacji. Budowania „baz” z kumplami, łapania jaszczurek po polach, wypadów nad jezioro. Przypomniały się czasy, kiedy największym problemem było to, co będzie się robić jutro i jak dokuczyć dziewczynom z 2a. A te wszystkie wspaniałe wspomnienia obudziła we mnie książka „Piętnastoletni kapitan” Juliusza Verne’a.
Od tego momentu moja kolekcja książek powiększa się o coraz to nowe tytuły Czarownika z Nantes. Jakimże wspaniałym przeżyciem okazał się powrót do beztroskich czasów podstawówki, kiedy to po książkach takich jak „W 80 dni dookoła świata”, „Tajemnicza Wyspa”, czy „2 lata wakacji” wygrzebywało się mapy świata i siłą wyobraźni podróżowało po zamorskich krajach. Bezkresna sawanna zamieszkiwana przez lwy, słonie i żyrafy? Żaden problem! Parna i niebezpieczna puszcza Amazonii? Już w niej jestem! A może nieskalana ludzką stopą wyspa, obfitująca w niezbędne do życia surowce, na której – dzięki ciężkiej pracy – można w całkiem wygodny sposób ułożyć sobie życie? Jak najbardziej! Nagle te wszystkie miejsca i wiele, wiele innych, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiały się na podwórku za domem, czy na pobliskim placu zabaw. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, iż Juliusz Verne był jednym z organizatorów mojego czasu w dzieciństwie.
Ale od zeszłego roku okazuje się, że pomimo dziesięciu lat, oprócz mojej wielkości i zarostu, mało co się w tej sprawie zmieniło. Może i nie biegam już po krzakach odkrywając „nowe lądy”, walcząc z dzikimi zwierzętami i uciekając z wioski kanibali, ale przed moimi oczami stają te same obrazy co dekadę temu. W sercu odzywa się ta sama tęsknota za dalekimi wyprawami (chociaż tu powodem może być też to, że mój tata był marynarzem). Aż chce się wziąć jakiś podręczny bagaż i wyruszyć przed siebie. Szkoda tylko, że racjonalizm ludzi dorosłych burzy te wszystkie marzenia po odłożeniu książki na półkę. Szkoda też, że coraz mniej osób nie załapało się na te wszystkie wspaniałe przygody, na które załapałem się ja. Szkoda, że rodzice zamiast zafundować swoim dzieciom wspaniałą podróż za 35 zł wolą pieniądze wydać na nowego iPhona.
Skąd te gorzkie przemyślenia? Stąd, że po prawie 200 latach niesłabnącej popularności jaką cieszyły się jego książki, Czarodziej z Nantes powoli odchodzi w zapomnienie. Niestety, z własnych doświadczeń wiem, że dzisiejsze dzieciaki nie mają zielonego pojęcia kim jest ten brodaty koleś, a „W 80 Dni dookoła świata” znają tylko z filmu z Jackie Chanem (nawiasem mówiąc, wyjątkowo kiepskiego). Wiem, w jakiej kondycji jest czytelnictwo w obecnych czasach, ale żal mi tych dzieciaków, które nie będą miały najmniejszych szans na przeżycie tylu wspaniałych przygód, co ja w ich wieku. I to dlatego, że ich rodzice być może nigdy nie słyszeli o takich tytułach jak „Pięć tygodni w balonie” , „Z ziemi na księżyc” , czy „Napowietrzna Wioska”.
Jeśli czytasz teraz ten artykuł, postaraj się dzisiaj, jutro, za tydzień wypożyczyć lub kupić jedną z książek Verne’a. Zarezerwuj sobie dużo czasu, bo wciągają jak nie wiem co i przenieś się na drugą stronę naszego świata jako jeden z odkrywców nowych lądów. Bo chyba każdy lubi od czasu do czasu obudzić w sobie dziecko.
Fot. Elżbieta Majchrowicz
Dodaj komentarz