W piątek przy moście Bolesława Chrobrego tysiące ludzi zgromadziły się, by wspólnie świętować najdłuższy dzień, a zarazem najkrótszą noc w roku.
Wedle tradycji jest ona świętem ognia, wody, radości, miłości, płodności, ale także księżyca i słońca. Długo zastanawiałam się, jak napisać o tegorocznej poznańskiej Nocy Kupały. Mam mieszane odczucia…
Z perspektywy wolontariusza
Wydarzenie organizowała Fundacja Wspierania Twórczości, Kultury i Sztuki ARS w Poznaniu. Tydzień przed imprezą znalazłam w internecie informację zamieszczoną przez tę organizację – poszukiwano wolontariuszy do służby informacyjnej w ramach obchodów Nocy Kupały 2013. Nie miałam specjalnych planów, więc postanowiłam zrobić coś pożytecznego i zapisałam się jako wolontariuszka. Po przeszkoleniu z zakresu ochrony imprez masowych, mogłam przeżyć Noc Kupały „z perspektywy organizacyjnej”.
Blaski i cienie
Stanie w upale od godz. 16 nie było szczytem moich marzeń, ale przynajmniej odbywało się w miłej atmosferze. Niestety, mój rewir obejmował część nad brzegiem Warty, który upodobały sobie wszelkie latająco-tnące owady. Na szczęście, udało mi się przetrwać zmasowane ataki. Moje taneczne próby odstraszania komarów i meszek wkomponowały się w etniczne rytmy płynące ze sceny. Tuż obok mojego stanowiska była wioska (na wzór starodawnych wiosek ludów słowiańskich, germańskich, celtyckich etc.), w której pokazywano jak lepić naczynia z gliny, czy wędzić mięso. Do degustacji był też tradycyjnie pieczony chleb. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się krótkie opowieści historyczne, które mi samej uprzyjemniły godziny służby.
Gwóźdź programu
Od godziny 21 do 22 ze sceny mieliśmy usłyszeć, kiedy uzyskana zostanie zgoda Agencji Żeglugi Powietrznej na wypuszczenie lampionów. Niestety, pierwsze lampiony pofrunęły już po godz. 20. Mijał czas, a nie pojawiał się żaden komunikat odnośnie zgody. Ludzie byli zniecierpliwieni i wnet niebo zaczęło roić się od światełek wypuszczonych zbyt wcześnie. Oficjalny sygnał pojawił się dopiero kwadrans po 22.
Oceńmy sami
Sam widok- niesamowity! Zrobił na mnie większe wrażenie niż dotychczas widziane pokazy sztucznych ogni. Jest jakaś magia w tych światełkach. Być może chodzi o to, że są wypuszczane osobiście przez uczestników imprezy. Może inaczej oceniłabym całokształt, gdyby nie to, że byłam wolontariuszką i musiałam zmagać się z niewłaściwie wypuszczanymi lampionami spadającymi w tłum ludzi i na ich głowy, na dekoracje i drzewa. Urok rozświetlonego nieba zniknął pośród paraliżu komunikacyjnego, poparzeń, akcji straży pożarnej, nieciekawych komentarzy płynących ze sceny i krzyków przepychających się ludzi. Mam nadzieję, że uczestnicy (niezaangażowani w organizację i ochronę imprezy) zachowają wyłącznie miłe wspomnienia. Ja postaram się zachować w pamięci wyjątkowy widok rozświetlonego nieba.
Fot. Barbara Kropińska
Dodaj komentarz