Lizbona jest stosunkowo niewielką stolicą, jak na realia europejskie. Liczy około 500.000 mieszkańców. Ale jest to miasto z magią, której trudno się oprzeć.
Cztery dni spędzone w stolicy Portugalii, w ramach wycieczki zorganizowanej przez biuro turystyczne „Korsarz”, to czas, który minął zdecydowanie za szybko. Wąskie uliczki, malownicze krajobrazy, azulejos – cienkie ceramiczne płytki, najczęściej kwadratowe, pokryte nieprzepuszczalnym i błyszczącym szkliwem. Już pierwsze wrażenia oszałamiające.
Belem to jedna z najpiękniejszych dzielnic Lizbony, położona w zachodniej części miasta u ujścia rzeki Tejo. Słynie z efektownych budowli takich jak: wieża Torre de Belem, klasztor Hieronimitów, monumentalny Pomnik Odkrywców, Palacio Nacional de Belem.
Piłkarskie akcenty. Wczoraj Cristiano Ronaldo, jeden z piłkarzy wszech czasów, zagrał na Stadionie Narodowym w Warszawie w meczu Ligi Narodów przeciwko Polsce i strzelił gola. Mnie tego dnia udało się zobaczyć z zewnątrz Estadio de Jose Alvalade, na którym przed laty rozbłysnął talent idola Portugalczyków – to obiekt Sportingu.
Niedaleko znajduje się Estadio da Luz, Stadion Światła, na którym domowe mecze rozgrywa Benfica. Przemieszczając się metrem po mieście, widziałem kibiców, którzy udawali się na mecz Orłów.
Nie tylko Lizbona. Portugalia wciąż oddycha historią, o czym można się było przekonać również w nieodległej Sintrze. Dotarliśmy tam tramwajem, już nowoczesnym, a nie tym kultowym, krótkim, żółtym, który robi furorę i który, oczywiście, nadal jeździ ulicami Lizbony. Wiele jest tutaj turystycznych punktów do odhaczenia: Pałac Pena, Pałac Narodowy, Pałac Quinta da Regaleira, Pałac Queluz, Pałac Monserrate oraz Zamek Maurów.
Klimat Sintry chłodniejszy niż w Lizbonie , częściej też ulega zmianom z uwagi na wysokość wzgórz i bliskość Atlantyku. Sintra słynie z XIX-wiecznej architektury romantyzmu, jej styl jest oryginalny, bardzo kreatywny. To miasto, wraz z pasmem górskim, stanowi pejzaż uznany przez UNESCO za park krajobrazowy. Zachwycają piękne malowidła, arabskie elementy wystroju czy dwa ogromne, stożkowe kominy, stanowiące ex-libris miasteczka.
Podczas pobytu na Półwyspie Iberyjskim mogliśmy podziwiać również centralnie położone historyczne dzielnice Alfamy i Baixy z ich głównymi atrakcjami: górującym nad stolicą zamkiem św. Jerzego, katedrą Se, placem Praca de Comercial i Rossio, słynną windą St. Justa, uznawaną za arcydzieło okresu rewolucji przemysłowej. W czasie wolnym widać było, jak bardzo jest to rozwibrowane miasto, studenci żywiołowo tańczący i śpiewający z ekspresją oraz nieopisaną wręcz pasją, występ Brazylijczyka, który popisywał się śmiałością w kontakcie z zebranym wokół tłumem i przede wszystkim godną uznania ekwilibrystyką.
Wygląda jak kopia. Przywodzi na myśl słynny Golden Gate z San Francisco. Podobna konstrukcja, jednakowy kolor (ciekawostka: ta sama firma malowała oba mosty), jednak trzymajmy się faktów. Akurat to nieprawda, że Most 25 kwietnia jest kopią jednej z atrakcji, którą można zobaczyć w USA.
Lokalny przysmak. Co ciekawe, w centrum miasta jest wiele punktów gastronomicznych obsługiwanych przez przybyszów z odległych krajów, chociażby Hindusów (jeden z nich swego czasu odwiedził Polskę (Katowice), więc co nieco zapamiętał z naszego języka). Lizbona, jak to metropolia, miasto nowoczesne, jest wielokulturowa i wieloetniczna, co szybko z łatwością można dostrzec.
Abstrahując od posiłków spożywanych popołudniu i wieczorem, zwrócę uwagę na… ciastka. Pastéis de nata to symbol kulinarny tego kraju, minitarty – babeczki budyniowe zapiekane w perfekcyjnie chrupkim cieście francuskim, co sprawia, że trochę się sypią. I trzeba uważać, by nie nakruszyć, niemniej są delikatne, smaczne… Absolutny rarytas.
Miasto w innej odsłonie. Oriente – tereny dawnej dzielnicy EXPO. Jest to architektoniczna wizytówka Lizbony. Spacer po Parku Narodów, gdzie powiewają flagi wszystkich państw. Jest też dzieło sztuki nowoczesnej, czyli wielki kot, który powstał ze… śmieci. Można miło spędzić czas nad wodą, w pobliskich barach.
Nietypowy autobus jak… statek. Po Lizbonie jeżdżą autobusy, które nie tylko wożą pasażerów, ale też pływają po Tagu. Patrzyło się na to ze zdumieniem, a na całe miasto – z podziwem i pewnie też trochę z zazdrością…
Fot. Bartłomiej Najtkowski
Dodaj komentarz