Pogoda za oknem nie nastraja zbyt przyjemnie… Jesienne smutki atakują ze zdwojoną siłą. Właśnie w takich chwilach warto wybrać się na szczyt świata. Myślałeś kiedyś o tym, gdzie on w ogóle jest? Nie pytam jednak o najwyższą górę. Pytam o szczyt świata. Twojego świata.
Wakacje dla studenta teoretycznie trwają trzy miesiące – od ostatniego egzaminu (zakładając tę idealną wersję, że wszystko uda się zaliczyć za pierwszym podejściem) do pierwszego października. Ale jeśli odliczymy obowiązkowe praktyki i niekoniecznie obowiązkową, ale często konieczną pracę, trzy miesiące zamieniają się w tydzień.
W ciągu siedmiu dni można wiele zdziałać – podobno świat powstał w tydzień – trzeba mieć tylko dobry pomysł i mocne postanowienie pełnego wykorzystania tego czasu. Warto wtedy puszukać szczytu swojego świata. Miejsca, gdzie intensywnie czujesz, że żyjesz, gdzie czujesz, że wszystko jest tak, jak być powinno.
Ja swoje miejsce odnalazłam w Tatrach. Tam własnie, zmagając się z brakiem kondycji, zdyszana i wykończona, wdrapywałam się na kolejne szczyty, o ile tylko aura nie miała nic przeciwko temu. Bo w Tatrach rządzi przyroda – od pogody zależy co, jak i czy w ogóle zobaczysz. Z głową i resztą ciała w chmurach (a może i mgle… nie wiadomo gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie), w ciszy wolnej od słów, można pomilczeć i pomyśleć. Można znaleźć i poczuć prawdziwe szczęście, zachłysnąć się widokiem szczytów wyłaniających się z mlecznej zasłony… Wtedy nie jest już mokro i zimno, a po prostu wspaniale.
Jeśli jeszcze nie wiesz, gdzie jest twój szczyt, koniecznie zacznij go szukać. Świadomość istnienia tego miejsca jest cudownym odczuciem, a jego wspomnienie – najlepszym lekarstwem na jesienną chandrę.
Fot. Justyna Jędrzejczak
Dodaj komentarz