W potocznych dyskusjach „media cyfrowe” często pojawiają się jako coś sztucznego, nienaturalnego, zaprzeczenie „autentycznego” świata. To dość naiwne myślenie, ponieważ ogromna część naszych doświadczeń, tego kim jesteśmy, jest zapośredniczona przez media. W równym stopniu dotyczy to, oczywiście, także relacji romantycznych. Tyle że dawniej większe znaczenie odgrywały w nich np. listy, a dziś przestrzenie komunikowania, które są ważne we wszystkich sferach naszego życia – komunikatory internetowe, serwisy społecznościowe czy przesyłane sobie zdjęcia.
Choć znaczna część dokonującej się w sieciach komunikacyjnych wymiany jest jawna bądź pół-jawna, to wciąż istnieje możliwość stworzenia tam prywatnej – w sensie niewidoczności dla innych osób – przestrzeni dla dwojga zakochanych osób. To, co zmieniło się, to automatyczna archiwizacja tej wymiany i możliwość łatwego jej przeszukiwania.
O mediach cyfrowych zazwyczaj myślimy w kategoriach zanikania materialności, bo coraz więcej danych trzymamy „w chmurze”, bez żadnych nośników, ale to nie znaczy, że wszystko jest bardziej ulotne. Czasem konkretnego kształtu nabiera to, co kiedyś było niematerialne. Gdy wraz z zespołem realizowaliśmy przed kilkoma laty projekt „Młodzi i media”, jednym z bardziej zaskakujących dla nas wątków była historia poznającej się pary, która zamiast poprzestawać na opowiadaniu sobie o tym, co jest dla tych osób ważne, przynosiła sobie na pendrive’ach istotne filmy, muzykę, czyli te elementy, z których utkana jest tożsamość. Coraz częściej zresztą i w tej przestrzeni działa logika wielkich danych i automatycznie organizujących je algorytmów – serwisy społecznościowe dają nam informacje o zbieżności gustów, co czasem może być impulsem do narodzin uczucia. A czasem po prostu bycie w związku z kimś oznacza najwyższy priorytet wzajemnej widoczności w serwisach społecznościowych.
Fot. screen z www.edarling.pl
———————————–
Dr hab. Mirosław Filiciak jest kulturoznawcą, profesorem Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Dodaj komentarz