Remontada, czyli wielki powrót

To, co wydarzyło się we wtorkowy wieczór na stadionie Anfield Road przeszło najśmielsze oczekiwania największych niedowiarków. Liverpool, mimo porażki 0:3 w pierwszym meczu z FC Barceloną, zdołał odrobić straty z nawiązką. Wygrał 4:0 na swoim terenie i awansował do finału tegorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów. The Reds dokonali tego po raz drugi z rzędu.

Drużynie Juergena Kloppa nikt nie dawał szans. Po sromotnej porażce na wyjeździe, mecz rewanżowy miał być dla katalońskiej jedenastki tylko formalnością. Genialna dyspozycja kapitana Barcy Leo Messiego i determinacja reszty zawodników nie dawała nadziei na pozytywny rezultat. Jednak już od początku meczu do głosu doszli zawodnicy Liverpoolu. W 7. minucie bramkę zdobył Divock Origi. Barcelona przejęła inicjatywę i do przerwy starała się prowadzić grę pod swoje dyktando. Ich ewentualna bramka przekreśliłaby szanse The Reds na awans. Zegar w 45 minucie wciąż jednak wskazywał pozytywny wynik dla drużyny z Wysp Brytyjskich.

W drugiej połowie na boisko wszedł  Wijnaldum, który w 54 i 57 minucie zdobył dwa gole, wyprowadzając na wysokie prowadzenie swoją drużynę i dając jej rezultat, który wskazywałby na dogrywkę. Gracze Barcelony byli jakby nieco ospali, a wynik nie obudził ich na tyle, aby odpowiedzieć w konkretny sposób. Ich marazm wykorzystał po raz kolejny Divock Origi, który zdobył drugą bramkę i dał Liverpoolowi wynik dający im bezpośredni awans do finału.

Przebieg tego spotkania zapisał się już złotymi zgłoskami na kartach historii europejskiego futbolu. Remontada, której dokonał Liverpool, pokazała, że w dzisiejszych czasach nie ma w piłce nożnej drużyn przegranych i nawet mimo gigantycznej straty i pozycji tego skazanego na porażkę wszystko jest możliwe.

Tegoroczny finał odbędzie się 1 czerwca w Madrycie. Rywalem Liverpoolu będzie Tottenham, czyli kolejna drużyna, która fantastycznie udowodniła, że nawet ci z góry skazani na porażkę pozostają w grze.

Fot. https://twitter.com/klaudia_baron/status/1125873064170991616

 

 

 

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*