Milordzie, ten pociąg się rusza!

Rzecz o kinie i jego sekretnych ruchach, których nie jesteśmy świadomi. Kamera tańczy, klatki gonią jedna drugą, aktor krząta się na planie.

Czy ceremonii rozdania Oscarów przypisano by dziś jeszcze takie określenia jak zaskakująca, trzymająca w napięciu, przełomowa? Czy X Muza nie jest już zmęczona? Przecież już od 120 lat, w którąkolwiek stronę by się ruszyła, rozwija nie tylko siebie, ale przede wszystkim nas. By to zbadać, zapraszam na krótki spacer śladami kina.

Już sama etymologia słowa dostarcza badaczowi jasnej wskazówki: z greki kinema oznacza ruch, a graphein zapis. Koniec XIX wieku: rozpaleni entuzjaści fotografii będą marzyć już nie tylko o uchwyceniu momentów, ale całych chwil. Gdy w grudniowy dzień 1895 roku po raz pierwszy dwóch braci udowodni francuskiej gawiedzi, że jest to możliwe, pociąg kinematograficzny ruszy z impetem. Oglądając pierwsze filmy nie można oprzeć się wrażeniu, że człowieka zachwyca trwanie momentum – to zwyczajne, przepływające jakby obok nas. Kogo i co kręcą pierwsi kamerzyści? Robotnice wychodzące z fabryki, grę w karty ze znajomymi, kąpiel w morzu. Proza życia – a jaka promienna. Po jakimś czasie jednak elegant paryskiej śmietanki nie zachwyca się już faktem „że coś w ogóle się rusza”. To pcha sztukę na tory filmów reżyserowanych, a potem i scenografowanych.

Ekranizacje nie istniałyby, gdyby nie ruch. To jasne – widzimy przecież ruszające się obrazy, lecz tak naprawdę… kto nimi porusza? Zmieńmy na chwilę perspektywę naszych oczu na soczewkowe oko poruszające się krok w krok śladem aktora – na kamerę. To w rękach operatora zapisana jest ścieżka po jakiej wędruje maszyna. A ścieżka ta ma niebanalne znaczenie. Magik z kamerą sprytnie manipuluje charakterem postaci, atmosferą sceny czy naszymi, widzowskimi emocjami. Widzimy bowiem nie to, co chcemy zobaczyć, lecz to co kamerzysta chce, byśmy zobaczyli.

W jaki sposób opisujemy charakter kinowych postaci? Jaskrawa postać Jockera – szalona, niezrównoważona psychicznie – nakręcona zostanie jakby w chaotycznej manii, będzie okrążana ze wszystkich stron przez zdziczałą kamerę. Autorytet tymczasem, jak przystało na oazę spokoju i bezpieczeństwa, będzie prezentowany statycznie, z pewnej ręki. Czarne i białe charaktery śledzone będą przez kamerę tak, jak to uczyni w rzeczywistości nasze oko. Poza tym postacie „ubierane są” w tło określające ich dolę – od fatum po fortunę. Wielkiego Gatsby’ego zapamiętamy jako niewzruszonego władcę spoglądającego ze schodów na rozswawolony tłum. A perspektywa Czarnego łabędzia czy bohatera „Pi” (oba filmy Aronofsky’ego) da postaciom takie widoki na przyszłość, jak sposób ich kręcenia – chwiejne, niepewne, zawężone do minimum.

Niepodważalnym faktem jest, że gdyby nie ruch kamery, akcja stałaby w miejscu. To ruch daje jej pole do rozwijania się, tworzenia kolejnych meandrów fabuły. Gdy następnym razem będziecie wpatrzeni w ekran, zwróćcie uwagę na to jak silnie ruch, szczególnie ten którego mamy nie być świadomi, wpływa na odbiór. Kamera tańczy, klatki gonią jedna drugą, aktor krząta się na planie. A skarbiec kina wciąż się powiększa. Sztuko bezimiennej muzy – o brak ruchu nie musisz się martwić!

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*