Kiedyś to były czasy…

Na wszechobecnej fali krytyki nowego projektu wytwórni CD Project RED, gry „Cyberpunk 2077”, wróciłam do wspomnień z rozgrywki w inną ich produkcję, opartą na uniwersum i historii Wiedźmina, kultowego w naszym kraju zabójcy potworów.

Gry te, trylogia, której części wychodziły kolejno w latach 2007, 2011 oraz 2015, przyniosły ogromny rozgłos nie tylko wytwórni, ale i autorowi pierwowzoru, Andrzejowi Sapkowskiemu. Zaczęłam zastanawiać się, co sprawiło, że zostały one tak ciepło przyjęte na rynku. Pomijam wiele niepochlebnych opinii autora sagi, który sprzedał prawa do Wiedźmina za ok. 40 tys. zł, nie doceniając potencjału, jaki niesie z sobą świat gier. Biorąc pod uwagę kilka rozmów z zapalonymi graczami, własne doświadczenia i obserwację rynku, mogę wysnuć pewne teorie.

Gry o Wiedźminie były, po pierwsze, bardzo dobrze przemyślane i dopracowane, czerpały garściami z kultury słowiańskiej, a przy okazji trafiły na moment, gdy na rynku odczuwalny był niedobór gier RPG w klimacie fantasy. Wiele fanów zyskały, umożliwiając prowadzenie rozgrywki na konsolach.  Co jednak w samych grach przyciąga graczy? Czy to ogrom i dopracowanie świata, może sposób, w jaki zostały zbudowane postaci – wierne oddanie ich charakterów z książek. Czy poczucie realnego wpływu na losy bohatera, poprzez podejmowanie decyzji, które wiążą się z konsekwencjami prowadzącymi do różnych zakończeń gry?

Wiele osób ceni produkcję za niesamowity klimat, piękną muzykę i gry poboczne (gwint, kościany poker), które niedługo później zostały wydane w formie realnej. Pozytywne komentarze zbiera także świat poboczny – misje, które nie mają wpływu na główną fabułę, ale zapewniają kolejne godziny przygód. Zainteresowanie grami „odgrzewają” do dziś wychodzące do nich dodatki, zapewniające kolejne godziny rozgrywki w świecie Wiedźmina.

I choć pojawiły się nieliczne negatywne głosów o systemie walki czy braku zachowania podstawowych zasad fizyki w grze, do dziś mają one swoich wiernych fanów na całym świecie, o czym świadczy powstawanie kolejnych produkcji osadzonych w tym uniwersum.  Ostatnimi z nich są serial platformy streamingowej Netflix i kolejne opowiadanie wydane przez Sapkowskiego… czy potrzebne? To już pozostawiam opinii użytkowników.

Fot. Agnieszka Haściło

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*