Kiedy nie masz już nic, możesz się jeszcze śmiać…

Czerwone Nosy” nie są nowością dla Teatru Nowego w Poznaniu. Spektakl był wystawiany na jego deskach już w latach 90. Wtedy widowisko zrobiło furorę i na jakiś czas stało się hitem w artystycznym światku miasta. Tym razem zmieniła się aranżacja, aktorzy i reżyser. Czy Jan Klata udźwignął reżyserską presję związaną z sukcesem poprzedniej interpretacji tekstu Petera Burnesa?

Sztuka opowiada o księdzu Flote (Łukasz Schmidt), który w czasach epidemii dżumy postanawia stworzyć grupę tytułowych Czerwonych Nosów – klaunów Boga, jak sam ich nazywa. Nie będą oni jednak oddawali czci Bogu w sposób znany współczesnym. Grupa zamierza wielbić Stwórcę śmiechem i radością, co na początku nie spotyka się ze zrozumieniem innych duchownych. Papież postanawia jednak dać Flotowi szanse, aby ten zebrał drużynę składającą się z najdziwniejszych indywiduów. W jej skład wchodzi między innymi ślepy przewodnik grupy Wielki Le Grue (Łukasz Chrzuszcz), były najemnik Rochfort (Michał Kocurek), czy też jąkała Frappe (Dariusz Pieróg). Ekipa nosów idzie w świat nieść radość i wesołość. Przyjdzie im jednak zapłacić za to cenę.

Idźcie i weselcie się. Spektakl ma w sobie liczne odniesienia do współczesności, co najbardziej różni go od interpretacji z lat 90. Epidemia śmiertelnej choroby i zwiększająca się synteza kościoła i władzy stanowią tylko niektóre elementy tych analogii, ale – moim zdaniem – są najważniejszą osią całości. Dodatkowo sztuka porusza ważny i nieoczywisty temat zażyłej relacji artystów i władzy. Jan Klata zdaje się umieszczać w sztuce elementy jawnie prowokujące część widzów: jąkająca się Maryja, Józef niespełna rozumu, nieortodoksyjne używanie różańca i jasełkowy Herod wymachujący wibratorem zamiast berła.

Odbierając to powierzchownie, można by odnieść wrażenie, że to prymitywny, obrazoburczy humor pozbawiony innych treści. Co jednak rzeczywiście chce powiedzieć widzom spektakl? Tak jak mówi ksiądz Flote: „nieśmy radość i wesołość”. Klata testuje współczesnego widza. Sprawdza, czy potrafi on śmiać się z rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Wymagającej, niełatwej, pełnej rosnących podziałów i strachu, miejscami niemalże absurdalnej. Jesteśmy świadkami skomplikowanych i niepewnych czasów. Środowiska polityczne każdego roku coraz mocniej się polaryzują, a tempo tych zmian stale przyspiesza. Niezależnie od tego, po której stronie sporu się znajdujemy, zmiany są niezaprzeczalne. Śmiech to zdrowa reakcja. Pomimo złowróżbnej puenty, jaką niosą „Czerwone Nosy”, spektakl dostarczył mi katartycznego spokoju, którego obecnie potrzeba tak wielu ludziom.

Czy warto zobaczyć „Czerwone Nosy”? Napisać, że to ważny spektakl to tak, jakby nie napisać nic. Zespół Teatru Nowego i Jan Klata stworzyli coś, obok czego nie można przejść obojętnie. Miałem niesamowitą przyjemność przyczynić się do powstania tego widowiska teatralnego jako statysta. Sądzę, że pozwala mi to spojrzeć na całość z dużo szerszej perspektywy niż tylko ta z widowni. Na własne oczy bowiem widziałem gargantuiczne zaangażowanie zespołu aktorskiego w swoją pracę. Tęsknota artysty za swoim rzemiosłem i możliwość powrotu do niego były pięknym doświadczeniem urozmaicającym mój odbiór „Czerwonych Nosów”. Szczerze polecam każdemu, kto potrzebuje zdystansowania się od codziennego wrażenia, że jest źle. Zawsze można to obśmiać. To nie zmienia nic, ale równocześnie zmienia aż tyle.

Fot. https://teatrnowy.pl/spektakle/

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*