Już w księgarniach

Czy dłuższą chwilę pomyślałeś kiedyś, jak nas władza obezwładnia i dlaczego na to pozwalamy? Czy jakiś jej przedstawiciel poirytował/zatrwożył/przeraził ciebie tak bardzo, że aż zaniemówiłeś? Czy głośno wyraziłeś wówczas opinię dokąd najchętniej byś go posłał? Czy potem pamiętałeś o tym przy urnie wyborczej? Jeżeli tak, to książka Karola Bortha jest w sam raz dla ciebie. Tym bardziej że otwiera ona oczy na mechanizmy społeczne, manipulacje, także krętactwa, które jednym bardzo służą (prestiż, bogactwo), a drugim – wręcz przeciwnie.  

Nie bez przyczyny, nie od dzisiaj mówi się, że władzy – na każdym jej poziomie – trzeba uważnie patrzeć na ręce. Każdej. Także i tej pochodzącej z demokratycznego wyboru. Tak było dawniej, tak jest i teraz. Czyli, w istocie, niewiele się zmieniło. Władza nadal grzeszy, jest pazerna, wyniosła, wszystko wiedząca. Tymczasem ten, który –  co kilka lat swoim głosem – wynosi ją do zaszczytów, pozostaje w cieniu, mało widoczny, mało znaczący. Ze swoimi problemami, ratami kredytu, brakiem perspektyw. Chyba, że zbuntuje się. Podniesie głos, podniesie rękę i zdeterminowany, silny w grupie, wyjdzie na ulicę.   

„Większość społeczeństwa, zauważa autor książki „Jak nas władza obezwładnia. I dlaczego na to pozwalamy”,  woli spokojne siedzieć w cichym kącie przy ciepłym piecu, pijąc we własnym mieszkaniu herbatkę z rumem, w zwątpieniu i apatii. W ostatnich latach (2020–2021) byliśmy świadkami skrajnych ograniczeń wolności obywatelskich. Na całym świecie miały miejsce protesty i demonstracje. Było dużo szumu, krzyków, transparentów, tłumy gromadziły się, blokowały ulice, kąpały w strumieniach wody wyrzucanej z armatek wodnych policji. Ludzie podniecali się nawzajem, pokrzepiali w swoich osądach pokazując wspólnego wroga – policjanta. I co? Z jakim skutkiem? Wykrzyczeli się, rozdrażnili, a rządzące elity nadal konsekwentnie realizują swoje plany i zamiary, nie wahając się użyć przemocy.”

Ale też przypomina: „Wolność nie polega na tym, że każdy może robić to, co chce, lecz na tym, że nikogo nie można zmusić do robienia tego, czego nie chce.”  I pyta: „Do czego więc potrzebny jest państwu dokuczliwy naród? To, co „dla dobra ogółu”, zabierają rządzący obywatelom, zwie się podatkiem. Podatki służą jedynemu słusznemu celowi – utrzymaniu gatunku polityków i ich urzędników. To, co pozostanie, jest mniej lub bardziej „szczodrze” rozsiewane wśród narodu, by go na tyle uspokoić i nasycić, by nie przyszło mu do głowy szturmować murów Bastylii. Niebezpodstawnie skomentował jeden z inteligentniejszych znanych mi satyryków, „Loriot”, tę grupę zawodową: „Najlepszym miejscem dla polityka jest plakat wyborczy. Jest on przenośny, nie hałasuje i łatwo go usunąć”.

I kilkadziesiąt stron dalej: dalej: „Każde państwo dąży do kontrolowania zachowania swoich obywateli. Ci zaś mają zachowywać się pokojowo i posłusznie. Trzymać się przepisów ruchu drogowego, parkować w wyznaczonych miejscach i –  co najważniejsze – płacić grzecznie podatki. Uchylanie się od tego ostatniego obowiązku karane jest najsurowiej i bezlitośnie. W jaki więc sposób najlepiej utrzymać kontrolę społeczną? Poprzez tworzenie atmosfery strachu i zagrożenia. (…) W krajach socjalistycznych karmiono nas obawami przed „zachodnim imperializmem”, „niemieckim rewizjonizmem”. Po upadku muru berlińskiego zaistniała próżnia strachu, a natura nie znosi próżni (horror vacui). Coś musi więc tę próżnię wypełnić. Nieustannie konieczny jest powód do strachu. Terret vulgus nisi metuat – prosty naród jest niebezpieczny, chyba że się boi – twierdził Tacyt. Powód zmienia się, lecz lęk musi pozostać, zawsze, ustawicznie musi przenikać wszelkie dziedziny życia społecznego.”

Jakaś recepta? „Przede wszystkim ważne jest, zdaniem autora,  uporządkowanie własnego myślenia i sposobu życia, by być inspiracją dla innych przez pozbycie się myślenia mistycznego i rozszerzenie własnej świadomości. Nie wiedzieć czegoś i jednocześnie wiedzieć, że się czegoś nie wie, nie jest tak złe, jak czegoś nie wiedzieć i jednocześnie wcale nie (chcieć) wiedzieć, że jest coś, o czym należałoby wiedzieć.”

Cel tej książki  Karol Borth upatruje w dostarczeniu „informacji o tym, co się dzieje, by czytelnik zdawał sobie sprawę z tego, jakimi środkami posługują się „Miłościwie nam panujący”, by utrzymać nas w posłuchu i uległości oraz umożliwić sobie zdobycie i utrzymanie władzy, ze związanymi z tym przywilejami.”

W jakim stopniu autor ów cel osiąga? Warto przekonać się o tym, sięgając po książkę „Jak nas władza obezwładnia. I dlaczego na to pozwalamy”. Tym bardziej że w jej zakończeniu czytamy: „Musimy też być świadomi tego, że odpowiadamy nie tylko za to, co zrobimy, lecz także za to, czego nie uczynimy.”

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*