Czas Apokalipsy?

Jedną z branż, która cierpi na pandemicznych obostrzeniach jest ta, która dostarcza ludziom rozrywkę na dużym ekranie. Od 7 listopada wszystkie kina w Polsce pozostają zamknięte. Teoretycznie – do 31 stycznia, praktykę pokaże prawdopodobnie najbliższa konferencja prasowa Mateusza Morawieckiego.

To już drugi lockdown. Pierwszy trwał, w zależności od placówki, od 11 lub 12 marca) do 6 czerwca. Większość punktów kinowych otworzyła się jednak dopiero w lipcu, a to ze względu na konieczność dostosowania się do rządowych restrykcji.

To kilkumiesięczne okienko dało nadzieję na powrót do normalności – w każdej dziedzinie naszego życia. Skupiając się jednak na kinie – premierę w Polsce miały głośne tytuły (m. in. „Tenet” czy „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”), odbyły się filmowe festiwale (np. Millenium Docs Against Gravity), a kinomani wrócili do regularnego odwiedzania kin.

Początek listopada to ponowny cios w serce wszystkich związanych z filmem w Polsce. Kontrowersje wywołał fakt, że nie istnieje żaden stwierdzony (podany do wiadomości) przypadek rozprzestrzenienia się COVID-19 podczas seansu. Pojedyncze premiery przeniesione zostały do sieci. Niemały rozgłos zyskała chociażby polska produkcja „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” udostępniona w serwisie Netflix 28 grudnia. Ta czarna komedia otrzymała dwa razy więcej ocen od wspomnianego wyżej „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” na portalu „Filmweb”.

Polacy nie mogą obecnie zapoznać się z większością (z i tak znikomej liczby) nowości ukazujących się na zagranicznym rynku filmowym. A to przecież właśnie początek każdego roku jest pełen oscarowych emocji, które teraz trzeba odłożyć na bok. Poza widzami, którzy muszą się obyć smakiem, na zamknięciu kin tracą najbardziej ich właściciele i filmowi twórcy. O ile ci drudzy, jakkolwiek swoje zyski będą w stanie odrobić ze względu na przełożenie premiery lub zawarcie umowy z daną platformą streamingową, o tyle kinowi przedsiębiorcy w zasadzie nie mają na czym zarabiać. Poszczególne placówki zyski czerpią ze specjalnie powstałej platformy Mojeekino.pl, gdzie za cenę kinowego biletu obejrzeć można mniej lub bardziej znane projekcje. Poznańskie kino „Rialto” oferuje kupno biletów „w chmurze” z dowolnym terminem wykorzystania przez najbliższy rok. Ale wciąż – to tylko szczątkowe rozwiązania, z których nie wszyscy nawet korzystają. Studyjne, ale rozpoznawalne kino „Mikro” w Krakowie w akcie desperacji zorganizowało zrzutkę pieniędzy na stronie Polakpotrafi.pl mówiąc wprost „Bez Was nie damy rady”. W czasie pisania tekstu, było to ponad 40 tysięcy złotych.

    Przyszłość kin nie jawi się w jasnych barwach. Pozostaje mieć nadzieję, że czasy wizyt w filmowych teatrach już wkrótce wrócą na dobre. Zanim jednak z powrotem usiądziemy w wygodnym fotelu, warto zainteresować się możliwościami wsparcia lokalnych kin (zwłaszcza, że często sami możemy na tym wsparciu skorzystać).

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*