Żul na każdy dzień

Każdy zna jakiegoś żula. Nie tyle wie o jego sekretach czy pije z nim jabcoka pod sklepem, co kojarzy z widzenia jegomościa, którego określa w sposób jednoznaczny jako dziada, menela lub właśnie żula.

Nie wiem jak was, ale mnie musi zaczepić na ulicy choć jeden żul dziennie. To oczywiste więc, że muszę dokonać posortowania świata meneli, którzy bezpardonowo naruszają mój bąbelek nietykalności pytaniem: „Złotóweczkę?”. Z miłości do cyfr parzystych powstała moja czwórka.

Po pierwsze, Classic Żul. Ten typ nie próbuje walczyć ze swoim stereotypem. Jego obecność zwiastuje etanolowa nuta w powietrzu, która później staje się jego najskuteczniejszą bronią, gdy dochodzi do interakcji. W obliczu groźby zejścia przez uduszenie, nie ma czasu na dyskusje. Złotówka albo ucieczka. Wybieram to drugie, tłumacząc sobie, że bebłebebłe rzucone potem w moją stronę oznaczało Przepraszam. Miłego dnia, a nie piip, ty piip piip piip.

Drugą odmianę stanowi Żul Komentator. To od niego można się dowiedzieć, że nie ma „letko”, ale co zrobić, nic, bo co?, że wszyscy są złodziejami, że to i tamto jest spiskiem, i że wszyscy, którzy go mijają na ulicy, mają coś na sumieniu. Żul Komentator bardzo lubi towarzystwo drugiego Żula Komentatora i butelki Cherry, a jego siedzibą są parapety przed Żabką, Jeżykiem albo Lewiatanem. Wciąż nie mogę się nadziwić, ile to już wiem od Komentatorów. Ostatnio, że jestem ładniejsza od mojej koleżanki. Koleżanka przestała się odzywać.

Trzeci gatunek to Żulinio. Ma starannie wyżelowaną fryzurę. Żulinio bardzo kojarzy mi się z dworcem PKP i nie do końca legalną żulerką. Żulinio łypie na prawo i lewo wytatuowaną powieką i podaje rękę podejrzanym typom. Gdy zauważy potencjalną ofiarę rusza ku niej z wyciągniętą dłonią. Zazwyczaj daję złotówkę. Chyba, że jestem przed okresem. Wtedy daję żółtą kartkę.

Ostatnim w klasyfikacji, ale nie w moim sercu, jest Żulewu. Nieważne, że mam jeden z tych dni, gdy włosom brakuje dyscypliny, a spodnie skurczyły się w praniu. Dla Żulewu zawsze będę księżniczką, królewną, piękną panią i kwiatuszkiem. Wystarczy jego delikatne spojrzenie pełne podziwu i ukłon w pas, aby nagle w kieszeni znalazła się piątka dla Żulewu. Potem już tylko seria komplementów w jak najlepszym tonie, których mogliby uczyć się moi byli. Jeden żul i tyle radości!

Fot. Agnieszka Radwan

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*