Lysandra na arenie

Wydawnictwo Bullet Books kończy prace nad czwartą książką. Wkrótce, 5 listopada, premiera „Gladiatorki” Russell Whitfield.

Lysandra do końca życia zapamiętała swój pierwszy raz.

Szła sama wzdłuż ciemnego korytarza w kierunku skąpanej w słońcu areny i coraz wyraźniej słyszała odgłosy dochodzące z góry – rytmiczne, głębokie pomruki tłumu docierające do najbardziej odległych zakamarków jej świadomości. Początkowo odległe, teraz zaczynały ją hipnotyzować niczym syreni śpiew, prześlizgując się przez kamienne ściany i przenikając jej ciało aż do szpiku kości.

Z trudem panowała nad kipiącymi w niej emocjami. Strach paraliżował ją do tego stopnia, że chwilami aż chwiała się na nogach. Jednocześnie jakaś jej część rwała się, by stawić czoło temu najstraszliwszemu z możliwych wyzwań. Pragnienie to okazało się silniejsze niż strach – Lysandra wyszła z ciemności lochów, by stanąć w jaskrawym świetle areny.

Entuzjastyczny ryk tłumu zaatakował ją niczym rozwścieczone zwierzę. Lysandra aż wzdrygnęła się pod jego intensywnością. Otaczał ją amfiteatr wypełniony po brzegi rzędami rozwrzeszczanych gapiów, przypominający gardziel wielkiego boga, który za chwilę pożre zgromadzony w niej motłoch. Jej wzrok prześlizgiwał się po niezliczonych ludzkich twarzach. Z ich wykrzywionych, szeroko otwartych ust wyrywały się okrzyki zniecierpliwienia i niepohamowanej żądzy wrażeń.

Świeżo zagrabiony piasek cuchnął krwią zmieszaną z odchodami zarżniętych na arenie zwierząt. Gladiatorzy uczestniczący w krwawym polowaniu na dzikie zwierzęta zwanym venatio od samego rana uwijali się na arenie, zabijając ku uciesze tłumu setki groźnych bestii. Lysandra poczuła nagły skurcz w żołądku, impuls nakazujący jej natychmiastową ucieczkę z tej okrutnej jatki, jednak i tym razem udało jej się pokonać przypływ lęku.

Ryk rozszalałego tłumu coraz bardziej się wzmagał. Dziewczyna zmrużyła oczy i spojrzała na otwór tunelu położonego dokładnie po przeciwnej stronie areny. Z jego mroku wyłoniła się kobieca postać – jej przeciwniczka.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*