Na usta ciśnie się słowo CZAD!

Do Warszawy przyjechałem dość wcześnie, dzięki czemu mogłem baczniej przyjrzeć się temu, co działo się przed koncertem. I nie ukrywam, że to, co zobaczyłem, uradowało mnie.

Koszulki, rogi, szaliki, flagi (nie tylko polskie), armia fanów AC\DC wyglądała naprawdę imponująco. Swoją drogą od czasu ostatniego koncertu w Polsce zdążyło urosnąć kolejne ich pokolenie. Tego dnia na Bemowie stawiła się też dość liczna grupa fanów z dawnych lat. Przyjechali, by przypomnieć sobie młode lata, hitem zaserwowanym w autokarze przez jednego z przedstawicieli tej grupy było dla mnie pytanie: czy Angus Young nadal gra?

Samo wejście na teren imprezy obyło się bez specjalnych problemów, po zajęciu miejsca pozostało wyłącznie czekanie. Z założenia umilić je miała sceniczna obecność polskiej legendy czyli Dżemu. Cóż mogę powiedzieć, nigdy nie byłem fanem tego zespołu i z całą stanowczością trzymam się zdania, że jest to czołowy przedstawiciel polskiego plastic-bluesa nasyconego grafomańskimi tekstami. Ten występ utwierdził mnie w tym przekonaniu, muzycy grali jakby spali, a nagłośnienie kiepskie. Inna sprawa, że muzycznie dziwny wybór, TSA wydało mi się bardziej naturalnym kandydatem na taką okoliczność).

Wybiła 21. Na gigantycznym telebimie pojawia się historyjka o pędzącym pociągu z Angusem i niewiastami w roli głównej, w finale maszyna kończy swój przejazd robiąc wielki huk, który przeistacza się w salwę fajerwerków. Na scenę wkraczają Angus i spółka. Co za energia! Pierwsze słowo, które ciśnie się na usta to CZAD. Wszyscy członkowie zespołu w niesamowitej formie i świetnych nastrojach. Może tylko wokal Briana Johnsona przez lata nieco się zmienił, chociaż zawsze brzmiał tak jakby jego gardło potraktowano papierem ściernym. Co do samego koncertu, wielkie widowisko, gigantyczna scena ze wszystkimi elementami, do których AC\DC przyzwyczaiło fanów. Była zatem gruba Rosie, striptiz Angusa, dzwon, armaty i potęga rock’n’rolla. Wszystkie utwory zagrane z zaangażowaniem, a jednocześnie luzem i finezją, wspaniale się tego słuchało.

W odbiorze muzyki pomagało nagłośnienie. Powiem wprost, był to najlepiej nagłośniony koncert na wolnym powietrzu, jaki słyszałem. Jeśli chodzi o repertuar to poza czterema nowymi utworami same hiciory: Back In Black, Dirty Deeds Done Dirt Cheap, TNT, Highway To Hell, Whole Lotta Rosie, Let There Be Rock, For Those About To Rock i kilka innych, łącznie dwie godziny niesamowitej zabawy.

Uczepiłbym się tylko jednego, mianowicie reakcji publiczności. Jak na 65 tysięcy ludzi dość słaby odzew. Słychać głosy, że to ostatnia trasa AC\DC. Jeśli tak, było to pożegnanie z klasą. W moim prywatnym rankingu, na dziś bezsprzecznie koncert roku.

Fot. www.acdc.com

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*