Pojadę tam jeszcze raz

Są takie miejsca na świecie, w których zakochujemy się od pierwszego wejrzenia. Mogę powiedzieć, że jedno z nich niedawno odkryłam. Chociaż wróciłam z Japonii zaledwie kilka dni temu i spędziłam w tym kraju ledwie tydzień, już zamierzam tam wrócić na dłużej. Szalony zamysł znalazł urzeczywistnienie w pięknym okresie przedświątecznym. Pozwólcie, że podzielę się wrażeniami w kilku słowach.

W moim odczuciu, Japonię i Polskę różni dosłownie wszystko. Pojazdy poruszające się po lewej stronie, dieta oparta na ryżu, przepyszne napoje pozbawione chemicznego posmaku – to tylko kilka ze skojarzeń, jakie przychodzą mi do głowy. Nie wspomnę o odmienności kulturowej, z jaką miałam okazję zetknąć się na każdym kroku. Na szczęście, miałam wystarczająco opanowany język japoński. W ciągu kilku dni, w dużej mierze dzięki superszybkim pociągom Shinkansen, zwiedziłam kilka perełek z rejonu Kansai (i nie tylko). Zaliczają się do nich: świątynia Kinkakuji (złota budowla), zamek Nijou-jou z pięknymi reprodukcjami ściennych malowideł, intrygujące zakątki portowego miasta Kobe z chińską dzielnicą Nankinmachi na czele, sześciopiętrowy zamek w Himeji oraz malowniczy krajobraz wyspy Miyajima pod Hiroshimą. Choć nie udało mi się dotrzeć do słynnego Wielkiego Teatru w Takarazuce pod Osaką, zadowoliłam się miejscowymi, gorącymi źródłami, które pozwoliły trochę rozgrzać zmarznięte kości i zapoznać się bliżej z lokalnymi mieszkańcami. Równie ciekawym i lekko mrożącym krew w żyłach przeżyciem było odwiedzenie miejscowości Iwama, w której przez wiele lat mieszkał założyciel sztuki walki aikido – Morihei Ueshiba.

Podtrzymuję to, co napisałam na początku – na pewno pojadę tam jeszcze raz!

Tekst i fot. Weronika Miksza

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*