Druga strona lustra

Będąc dzieckiem, nie raz, podobnie jak miliony moich rówieśników na całym świecie, słyszałem, aby zamiast zabawiać się grą wideo, wyjść na dwór i bawić się na słońcu. Dziś, dzięki Pokemon GO, jedno wcale nie wyklucza drugiego. Pokemon GO to aplikacja dostępna na przenośne urządzenia obsługujące systemy operacyjne Android i iOS. Stworzona została przez firmę Niantic, w porozumieniu z japońskim gigantem branży gier, Nintendo. Wywołała ogromną falę popularności niemal na całym świecie. Gra wykorzystuje system GPS, by przenieść postać gracza (jego tzw. avatar) na rzeczywistą mapę świata, stworzoną na podstawie mapy Google. Dzięki temu, spacerując w świecie realnym, jednocześnie poruszamy się w tym elektronicznym. Świat Pokemon GO nie jest pusty, przemierzając na naszych nogach kolejne kilometry znajdziemy po drodze dużą różnorodność zamieszkujących go stworzeń, czyli właśnie tytułowych Pokemonów.

Pokemony to potworki znane z popularnych gier Nintendo, które pierwszy raz na ekranach przenośnych konsol pojawiły się w 1996 roku i od tego czasu stały się znane we wszystkich zakątkach globu. Fabuła każdej kolejnej gry z tej serii jest właściwie identyczna – młoda dziewczynka lub chłopiec wyruszają w świat, by odkrywać i łapać coraz to nowe gatunki stworów, trenować je, rozwijać i mierzyć się z innymi śmiałkami w bitwach Pokemon. Każdy, kto choć na chwilę złapał bakcyla, musi przyznać, że fantazją było, aby Pokemony okazały się prawdziwe, aby wyruszyć ku przygodzie, odnaleźć nowe, tajemnicze ich gatunki i być trenerem magicznych stworzeń o niesamowitych zdolnościach.

To właśnie uczucie wykorzystali twórcy aplikacji i dlatego świat oszalał na jej punkcie. Przez właśnie ten moment, w którym czujemy, że otwiera się przed nami nowa rzeczywistość. Przenikająca do tej, którą widzimy i znamy na co dzień. Jak każda nowa moda, Pokemon GO, poza rzeszą fanów, nie narzeka też na brak głosów krytycznych, czasem uzasadnionych, czasem podnoszonych chyba głównie dla zbicia kapitału na jej popularności. Aplikacja niesie jednak ze sobą dwie niezaprzeczalne zalety. Po pierwsze, skuteczniej niż jakakolwiek kampania społeczna, przekonała masy młodych (ale nie tylko) ludzi do ruchu. Dość powiedzieć, że aby z jaja, które odnajdziemy w świecie gry, wykluł nam się nowy Pokemon, będziemy musieli przejść czasem nawet 10 km. Gra potrafi też wykryć, że próbujemy zaoszczędzić czas i wysiłek i przewieźć nasze jajo samochodem i włącza wtedy rejestrację „oszukanych” kilometrów. Pozostaje więc spacer w poszukiwaniu nowych Pokemonów oraz pomiędzy wybranymi miejscami w rzeczywistym świecie (np. kościołami, ciekawymi graffiti czy pomnikami), które pełnią role przystanków, gdzie otrzymamy przedmioty użyteczne w dalszym treningu. Po drugie, aplikacja jest potężnym narzędziem do pokonywania społecznych fobii i poznawania nowych, całkiem rzeczywistych ludzi. Gdy we wspomnianych punktach, tzw. Pokestop spotyka się dwóch lub więcej graczy, od razu zawiązuje się między nimi nić porozumienia, jest pierwszy temat do rozmowy. W końcu należą do jednego tajnego klubu.

Co do głosów krytycznych, trzeba przede wszystkim podkreślić, że pomimo swego ogromnego sukcesu, trudno Pokemon GO nazwać dobrze wykonaną grą. Użytkownicy i krytycy branży gier narzekają na liczne błędy i braki, jeśli chodzi o różnorodność rozgrywki. To wszystko i fakt, że zapewne zostaniemy wkrótce zalani falą, być może solidniejszych, klonów Pokemon GO, nie może jednak zmienić wyjątkowego uczucia, gdy gra po raz pierwszy zabiera nas na drugą stronę lustra do magicznego świata.

Jakub Kantorski
„TarNowa Kultura”

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*