Życie dla muzyki i z muzyki

Tego dnia w Auli UAM wystąpiło ośmiu młodych, wokalnie utalentowanych chłopaków. AudioFeels, bo o nich mowa, rewelacyjnie przygotowali repertuar. Usłyszeliśmy znane i mniej znane utwory w nowych, fantastycznych aranżacjach, nowy singiel „Nothing else matters” promujący płytę „Uncovered”. Poniżej rozmowa z Marcinem Illukiewiczem.

– Jak się czujecie po koncercie przed WASZĄ, czyli poznańską, publicznością?

– To dla nas zawsze cudowne uczucie występować w Poznaniu. Ale i spory stres, szczególnie, że aula była pełna, a publiczność wymagająca.

– Nie tak dawno występowaliście w nieco innym charakterze.

– Całkiem niedawno wspominaliśmy nasze początki, które były właśnie na scenie Auli UAM. Tam, jeszcze jako część chóru akademickiego, śpiewaliśmy pierwszy raz. Doskonale pamiętamy jubileusz 40-lecia chóru, gdzie zaśpiewaliśmy „Basket Case” Green Day’ów. Później wiele razy śpiewaliśmy na absolutoriach. Dziś po prawie półtorarocznej przerwie mogliśmy znów wystąpić w tym wspaniałym miejscu, cudowne przeżycie.

– Brakuje Wam Chóru Akademickiego?

– I tak i nie. Jeśli chodzi o kwestie muzyczne, to jako AudioFeels spełniamy się bardziej, niż w chórze. Jednak zdecydowanie brakuje nam ludzi, z którymi śpiewaliśmy. Oczywiście, przyjaźnie trwają do dzisiaj, jednak to nie to samo, co spotykać się dwa razy w tygodniu na próbach.

– Waszym marzeniem jeszcze niedawno było zaistnienie w Polsce i wydanie płyty. Teraz, kiedy już to osiągnęliście, co jest nowym celem?

– Na dzisiaj na pewno promowanie płyty na koncertach w całej Polsce. Ale kolejnym, większym celem, jest stworzenie własnego materiału, nagranie go i wydanie. Jest też kilka innych marzeń, ale nie będę zapeszać. A wszystko tak naprawdę sprowadza się do tego, by za jakiś, solidnie przepracowany, czas znaleźć się w światowym gronie najlepszych zespołów vocal play, jak Naturally 7, Take 6, czy Cosmos.

– Wspomniałeś o autorskim projekcie. Sami będziecie tworzyć muzykę i teksty?

– Na pewno chcemy spróbować, ale nie wykluczamy współpracy z innymi muzykami
i tekściarzami. Ta dziedzina to dla nas wciąż nie odkryty ląd, ale przecież trzeba próbować. Porywanie się z motyką na słońce do tej pory nieźle nam wychodziło (uśmiech). Liczymy, że nasi słuchacze dadzą nam w tej dziedzinie kredyt zaufania. Kilka naszych pomysłów staraliśmy się przekazać w utworze „Ja mam czas, ja poczekam”, który znalazł się w wydawnictwie „Cafe Fogg 2″.

– A myśleliście może o promocji zespołu poza granicami Polski?

– Jest jeszcze sporo do zrobienia w Polsce, chyba nie do końca czujemy się gotowi do tego. Wciąż się rozwijamy, pracujemy nad naszymi głosami, aranżacjami, itd. Mamy świadomość, że płyta trafia w różne części świata, głównie dzięki Internetowi, dlatego różnie się to wszystko może potoczyć. Bardzo jednak chcielibyśmy, by nazwa AudioFeels była znana wszystkim miłośnikom vocal play na świecie.

– Na nowej płycie jest z Wami Kasia Rościńska w utworze „Crazy”. Macie zamiar nadal zapraszać do współpracy innych artystów?

– To także jedno z naszym marzeń. Są w naszym kraju artyści, z którymi bardzo chcielibyśmy współpracować, których bardzo cenimy. Są to: Urszula Dudziak, Paulina Przybysz, Stanisław Sojka, Mieczysław Szcześniak i Kuba Badach. Na pewno chcielibyśmy współpracować z naszymi przyjaciółmi, Kasią Wilk, Ewą Jach, Danielem Moszczyńskim i, oczywiście, w dalszym ciągu z Kasią Rościńską. Może kiedyś uda się też coś zrobić z Pauliną Lendą, którą poznaliśmy przy okazji programu „Mam talent”.

– On dał Wam rozpoznawalność, która wiele w życiu może ułatwić. Czy już spotykacie się z jej różnymi przejawami?

– Takich sytuacji jeszcze nie było i raczej byśmy nie chcieli by się zdarzały. Jesteśmy zwyczajnymi chłopakami i takie coś by nas krępowało. Bycie incognito ma swoje plusy.

– W związku z częstymi koncertami na pewno macie więcej prób, a mniej czasu wolnego. Ale czy coś jeszcze zmieniło się w zespole?

– Poza deficytem czasu wolnego, wszystko jest po staremu. Wciąż siedzimy w tej samej sali prób – zmieniło się jedynie to, że dzisiaj jej ściany zdobią prezenty od naszych fanów. Coraz bardziej czujemy się jak rodzina, ta ilość spędzanego wspólnie czasu odciska piętno. Czasem są spięcia, ale wszystko w normie.

– Niektórzy z Was skończyli już studia. Dyplomy leżą teraz w szafach
i są tylko alternatywą, gdyby z AF nie wyszło? Czy może, mimo napiętego grafiku, nie zapominacie o dziedzinie, której poświęciliście 5 lat studiów?

– Dyplomy leżą w szafach i pewnie przykrywa je już spora warstwa kurzu. Nie mielibyśmy czasu realizować się w kierunkach naszego wykształcenia, gdyż w dniach, gdy nie mamy koncertów spotykamy się na próbach, staramy się robić nowe rzeczy. Zrobiliśmy coś
o czym zawsze marzyliśmy – poświęciliśmy się życiu dla muzyki i z muzyki. Ona nas wypełnia przez cały czas, rzadko zdarzają się chwile, gdy nie jesteśmy w pracy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*