Tygrysy, węże, słonie i… ja

Hurra, nie ma tłumów, rozwydrzonych dzieciaków i pań zachwycających się pięknem pawich piór. Spaceruję powoli, witam się z żyrafą, tygrysem. Ich też deszcz nie jest w stanie przestraszyć. Co chwilę jestem informowana z tabliczek: „Nie dokarmiać zwierząt”.

Wyjmuję aparat. Zebra ustawiła się do zdjęcia niczym modelka. Małpki wydały przeraźliwy dźwięk, gdy tylko zbliżyłam się do ich klatki, a potem pokazały swoje zdolności akrobatyczne, biegały, skakały po gałęziach. Dały występ specjalnie dla mnie. Zasłużyły na gromkie oklaski. Stałam za szklaną szybą podziwiając nietoperze, myszy, węże, na których widok w normalnych warunkach wrzeszczałabym wniebogłosy i uciekała tam, gdzie pieprz rośnie. Tutaj nie są groźne, chowają się przede mną w gałęziach i konarach drzew. Dotarłam do słoniarni. Chciałam zobaczyć słonia, o którym jeszcze tak nie dawno „trąbiły” media.

Sfotografowałam już niemal każde zwierzę. Ale na żadnym zdjęciu nie ma mnie. Uświadomiłam sobie, że pośród dzikich zwierząt jestem sama. Samotność nie jest przyjemna. Nic nie zastąpi grona prawdziwych przyjaciół, kumpli, z którymi można się wybrać do kina, na imprezę, do pubu…

Fot. Daria Goszcz

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*