Powrót Kanoniera

To dopiero początek okienka, a już doszedł do skutku transfer, który poruszył całą Anglię. Bo jak inaczej nazwać wypożyczenie z New York Red Bulls do Arsenalu Thierry’ego Henry’ego? Najlepszy strzelec w historii Kanonierów powrócił. Czego można oczekiwać po Francuzie?

Na pewno Henry nie jest już tak świetnym piłkarzem jak pięć lat temu, ale wciąż może dać londyńskiej drużynie bardzo wiele. W związku z udziałem Chamakha i Gervinho w Pucharze Narodów Afryki może być dużym wsparciem dla Robina Van Persiego, który nie jest w stanie sam wygrać wszystkich meczów. Co prawda Titi nie jest już tak szybki, ale wciąż ma bardzo dobrą technike. Przecież w Ameryce nie odcinał kuponów od sławy. 16 bramek w 37 meczach dla New York Red Bulls potwierdza jego niezłą formę. To prawda, że Francuz jest już wiekowy, ale co z tego? Henrik Larsson też nie był młodzieniaszkiem, gdy grał dobre mecze dla Czerwonych Diabłów. Dlaczego w przypadku Henry’ego, który jest przecież ograny w lidze angielskiej, miałoby być inaczej? Kilka bramek na pewno jest w stanie strzelić.

Również z marketingowego punktu widzenia Arsenal wykonał świetny ruch. Który z fanów Arsenalu zrezygnuje z koszulki swojego, niedawnego przecież, idola? Henry był zresztą szanowany przez większość fanów Premier League. Przede wszystkim za swoje umiejętności, ale także za osobowość. Bo jak można nie szanować piłkarza, który cztery razy był królem strzelców ligi angielskiej, a dwa razy był wybierany na jej najlepszego piłkarza przez kolegów po fachu? Henry angażował się także w akcje wymierzone przeciwko rasizmowi. Praktycznie jedyną rysą na wizerunku kapitalnego Francuza było zagranie ręką w meczu z Irlandią, ale czy ktoś jeszcze o tym pamięta?

Ponowny debiut w meczu z Leeds już za nim. Henry od razu przypomniał o swoich wielkich umiejętnościach strzelając bramkę decydującą o zwycięstwie. Ile jeszcze bramek jest w stanie strzelić Francuz i jak wiele da Arsenalowi? Przekonamy się wkrótce.

Fot. http://pl.wikipedia.org/wiki/Thierry_Henry

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*