Czerwono mi

„Unikalny zapis Najważniejszych spraw Jutro nie zostanie po nim ślad”. Motto przyświecające tej recenzji odnalazłem wśród najnowszych tekstów zespołu. Zakładam, iż większość z was jeszcze nie wie, o jakiej grupie mowa. Pomocna w rozwiązaniu zagadki może być data 17 października – dzień premiery beztytułowej płyty Comy. Już na wstępie zaskoczyli.

Nowe dziecko zespołu nie zostało nazwane, jedynie opatrzone kolorem czerwonym. Gdyby chodziło o inny zespół pewnie uznałbym to za lenistwo. Tutaj to celowy zabieg promujący płytę. Dość jednak ogółów, czas przejść do szczegółów. Wysoko ustawiona poprzeczka przy okazji poprzedniej płyty sprawiła, iż oczekiwania, co do nowej były ogromne. Jak zawsze, czekało grono fanów, którzy już przed premierą wiedzieli, że zespół nie podoła wyzwaniu. Druga grupa miała odmienne zdanie, uznając, iż to, co robi Coma zawsze musi być genialne. Należę do tych, którzy, aby uwierzyć, musi posłuchać.

Na początek „Białe krowy”, które mogą sprawić, iż faktycznie wiele osób sobie daruje. Metaforyka tekstów Roguckiego przez życzliwych fanów nazywana również grafomaństwem, nie jest dla każdego, dlatego słusznie na wstępie zauważone jest, by ci, którzy nie chcą słuchać płyty nie robili tego. Dość już popularny singiel „Na pół”, jak słusznie przypuszczałem, jest najlżejszym utworem na płycie. W opozycji do niego stoi piosenka „Angela”, w której wokalista daje pełen upust swojej ekspresji.

Po pierwszych piosenkach ma się wrażenie, iż tekstowo krążek jest bliższy materiałowi solowemu Roguckiego, niż wcześniejszym dokonaniom zespołu. Mnie to bardzo cieszy, gdyż świadczy o tym, iż artysta nie dzieli dorobku na dwa różne projekty, lecz pisze to, co w danym momencie chce powiedzieć. Podobieństwo widać w przekazie płynącym z piosenki „Gwiazdozbiory”, która przypomina „Sopot”. Mocniejsze uderzenie zespołu usłyszymy jeszcze w paru piosenkach, w szczególności w „Deszczowej piosence” opowiadającej o rodzinnym mieście zespołu oraz w murowanym koncertowym przeboju „Rudym”. Pierwsza piosenka budzi delikatne skojarzenia z Metallicą, co jest o tyle istotne, iż właśnie ten zespół kojarzymy ze słynnej płyty „Black Album”. Natomiast metalowe brzmienie możemy usłyszeć w moich faworytach: „0rh+” oraz „Los, cebula i krokodyle łzy”. Wielowątkowość pierwszego z wymienionych utworów, sprawia, iż mam wrażenie, że można by z tego stworzyć co najmniej parę dobrych piosenek. Drugi utwór ciężko opisać. Nie kojarzy się z żadnym poprzednim, trudno go zaszufladkować i jednoznacznie ocenić, co w nim fascynuje.

Jeśli ktoś szuka klimatu powstałego na „Hipertrofii” wydaje mi się, iż najbardziej do gustu może przypaść mu kompozycja „Woda leży pod powierzchnią”. Na płycie nie brakuje też diabła, o czym przekonuje Rogucki „W chorym sadzie”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*